O traktowaniu siebie z miłością
O traktowaniu siebie z miłością
Autorefleksja i wycieczki ”w głąb siebie” nie w takim stopniu codziennością APP, teraz jest na nie czas, potem ubogaceni wewnętrznie wrócimy na posterunki biznesowe.
Jacek Santorski
Rozmowa dziennikarki i pisarki kreatywnej, Anny Trzop, z wybitną terapeutką traumy, Sabiną Sadecką.
AT Zapisem wszelkich doświadczeń życia i przeżyć człowieka jest ciało. W jaki sposób ciało „przeżywa” traumę i czy jest ona zawsze widoczna tzw. gołym okiem na poziomie cielesnym?
SS Ciało opowiada dużo więcej niż słowa. Myślę, że tak jest także z traumami. Każda trauma niezależnie od tego, czego by nie dotyczyła, dotyka naszego funkcjonowania psychofizjologicznego. Wszystkich poziomów naszego ciała: napięć mięśni, elastyczności lub usztywnienia naszych powięzi. Różnych wzorców zachowania, niewidocznych gołym okiem, które się uaktywniają w wyniku traumy, kiedy coś z naszego trudnego przeżycia nam się przypomina. Ciało dużo mówi, ale nie poszłabym tak daleko, że zawsze można to zobaczyć. Terapeuci są oczywiście szkoleni także do tego, aby oglądać ciało pacjenta, jego koloryt, unieruchomienie. Ciało osoby, która jest w dobrostanie jest elastyczne. Zmienia się, cały czas adaptuje się do środowiska. To jest ciało, które głęboko oddycha, jest w stanie szybko zareagować, ale potrafi także być w tzw. bezpiecznym bezruchu, potrafi odpocząć. To jest ciało, które nie nosi w sobie tak wielu konsekwencji cierpienia psychologicznego.Jeżeli konsekwencje traumy trwają miesiącami, latami, a czasami dziesiątkami lat, to czasem te różne reakcje ciała przechodzą w symptomy i dlatego możemy mówić np. o bezdechu, chronicznym zmęczeniu, sztywności mięśni. Czasami są to objawy mocno kliniczne, syndromy, np. niepłodność, astma, bezsenność etc. Ciało nam na różne sposoby „opowiada”, ale – odpowiadając na pytanie – nie wszystko widzimy „gołym okiem”. Często też istotą naszej reakcji na traumę jest to, że reagujemy bardzo mocno wewnętrznie, ale żeby ochronić się przed dalszymi konsekwencjami traumy np. przemocy, napaści, prześladowania, to zamrażamy ekspresję emocji na zewnątrz, czyli mamy w środku dużo pobudzenia, a na zewnątrz nic nie widać. Człowiek wygląda wtedy – na zewnątrz! spokojnie. To by było za dalekie uproszczenie powiedzieć, że traumę zawsze zobaczymy w ciele. Co nie znaczy, że trauma nie jest mechanizmem, który zawsze odzwierciedla się w ciele, ale nie zawsze to zobaczymy.
AT Czy trzyletnie dziecko, które doświadczyło utraty rodzica zachowuje „pamięć” tej traumy?
SS Możemy tutaj mówić o zapisaniu w niedeklaratywnej pamięci. Deklaratywna, świadoma pamięć, to są wszystkie nasze wspomnienia, do których możemy swobodnie sięgnąć, przypomnieć sobie. Powiedzieć „to mi się wydarzyło”. Mamy jednak także szereg wspomnień, które zapisują się w naszej pamięci w sposób utajony. Zapisywanie w pamięci wydarza się już w życiu płodowym. Zapisujemy od samych początków istnienia wszystko, co przydarza nam się zanim dojrzeje nasz hipokamp, zapisywane jest to w sposób nieuświadomiony, utajony, niewerbalny, pozapoznawczy. Wspomnienia, którym nie możemy nadać werbalnej postaci, (czyli nie możemy opowiedzieć sobie np. w pierwszym roku życia, że zginęli moi rodzice i wylądowałem w jakiejś instytucji pieczy zastępczej) rejestrują się na poziomie emocjonalnym i na poziomie ciała. Żyjemy sobie, mając te „pamięciowe zapiski” i nie wiedząc, że one tam są, skąd się wzięły i nie mając świadomości, jak na nas codziennie wpływają. To jest przypadek dzieciaków o których się mówi np. że ten chłopiec jest zawsze niespokojny, tamten chłopak podejrzliwy, ta dziewczynka jest nieśmiała. Nasze niezadbane konsekwencje traumy zaczynają niestety wyglądać dla ludzi wokół nas jak nasze cechy.
AT Jeszcze 20 lat temu trauma nie była traktowana poważnie przez psychologię, a wręcz ignorowano jej wpływ na zdrowie człowieka. Czy zatem trauma może kiedyś „wybuchnąć”?
SS Trauma jest dosyć nieprzewidywalna. W toku życia trauma separacji, utraty rodzica, czy innych tego typu sytuacji to jest dopiero początek zranień i obciążeń. Im wcześniej jesteśmy zranieni, tym bardziej jesteśmy potem „zranialni”, podatni. Potem te traumy się kumulują jedna po drugiej i my możemy nawet nie wiedzieć, czemu jesteśmy tak nadwrażliwi, dlaczego jesteśmy np. płaczliwi. Czasami trzeba wykonać archeologiczno-psychologiczną pracę, żeby uświadomić sobie, że możliwe, że się taki/a nie urodziłeś/aś.
AT W tym przypadku istotne jest także samo postawienie pytania, które powinno brzmieć „Co Ci się przydarzyło”, nawiązując do książki Bruce D. Perry’ego i jego rozmowy z Oprah Winfrey
SS Także lubię to pytanie, ono jest takie uszanowujące nas, normalizujące. Częścią traumy złożonej, czyli takiej, która przydarza się nam w dłuższych okresach czasu (np. całe dzieciństwo), nie jest to jednorazowe zdarzenie jak np. powódź w moim mieście, która mnie bardzo wystraszyła. Jest to ciąg niekończących się zdarzeń związanych z obciążeniami interpersonalnymi. Trauma złożona mocno wpływa na nasz obraz siebie. Jak o sobie myślimy i jak siebie widzimy.
AT Można powiedzieć, że trauma naznaczona jest uczuciem wstydu?
SS
Tak. Wiąże się z ogromnym wstydem. Człowiek nie rozumie, czemu tak reaguje. Wszyscy inni pozornie sobie radzą, chodzą do szkoły, zdają maturę, a ja ciągle mam ze wszystkim problem – nie mogę wyjść z domu, boję się zamówić pizzę przez telefon, boję się spać poza moim „bezpiecznym miejscem”.
To pytanie „Co Ci się przydarzyło” jest takie bardzo uszanowujące i zdejmujące trochę tego zawstydzenia. Bo trauma złożona bardzo mocno wiąże się ze wstydem i z brakiem zaufania do siebie. Obwinianiem siebie za coś, za co w zasadzie odpowiada nasze środowisko, jeśli mielibyśmy szukać winnych. Większość z nas rodzi się z możliwością nauczenia się funkcjonowania w sposób wyregulowany, sprawczy, autonomiczny w relacji ze swoim środowiskiem, opiekunami, nauczycielami. To, że to się nie wydarzyło to jest odpowiedzialność tych środowisk, dzieci, które doświadczyły traumy złożonej i traumy zerwanych więzi one biorą tę toksyczną odpowiedzialność na siebie – „To ze mną jest coś nie tak”, „To ja jestem ten zły/a”. To pytanie „co ci się wydarzyło” jest piękne. Ono dodaje lekkości naszym poszukiwaniom wewnętrznym.
AT Mózg ma tendencję do wracania do sytuacji traumatycznej pod wpływem różnych bodźców, sytuacji z przeszłości, np. wchodzimy do szpitala i od razu uruchamiają się w nas różne reakcje…
SS
Trauma to jest bezczas. Trauma dezorganizuje cały nasz proces zapamiętywania tego wydarzenia, tej sytuacji. Większość sytuacji jesteśmy w stanie przejść i nadać im status przeszłych. Jeżeli było coś tak przytłaczającego dla naszego układu nerwowego, że musieliśmy się „wewnętrznie pokawałkować” to mamy dużą trudność z nadaniem temu statusu „przeszłe”. Trauma przypomina nam się zwykle w sposób zaskakujący. Tak jak to pani powiedziała, wchodzimy do szpitala i np. czujemy ten zapach i to nam się kojarzy z akcją reanimacyjną. Naszemu mózgowi się kojarzy ten neutralny bodziec z dawnym niebezpieczeństwem. Możemy nie być tego świadomi, ale to nas przenosi w przeszłość do jakiejś akcji reanimacyjnej sprzed 15 lat, a nasze ciało reaguje tak samo, jak wtedy było w tym szpitalu.
To jest mocno obciążające dla osób, które doświadczyły traumy. Kiedy dana osoba przychodzi odwiedzić w szpitalu bliskiego i zastanawia się, co jest nie tak, przecież nic mi nie zagraża, jestem tutaj by przynieść ciasteczka babci, a trzęsę się jak galareta, nie mogę mówić, wydaje mi się, że oszalałem/am/. To jest ogromne cierpienie.
Trauma, tak jak pani powiedziała była dosyć ignorowana w psychologii i psychoterapii. Teraz mamy odwrotnie. Psychologia lubi takie skrajności, najpierw coś zignorować, a potem nadać czemuś ogromną wagę. Wiele osób po traumie słyszało kiedyś, że ma jakieś zaburzenia psychiczne, że powinni się bardziej postarać, że to jest ich wina, że tak się zachowują. Osoby, które doświadczyły traumy porzucenia, śmierci osoby bliskiej, obciążenia po pobycie w placówce opiekuńczo-wychowawczej czy rodzinie zastępczej często słyszą od środowiska, ze są „moralnie złe”, otrzymują różne naznaczające etykiety, np. „buntownik”, „śmieszek”, „oszust”.
Środowisko, w którym funkcjonuje osoba dotknięta traumą widzi jedynie konsekwencje jej zachowań, np. tego, że ktoś nie jest w stanie wytrwać w pewnych regułach społecznych, np. porzuca pracę pierwszego dnia, kłóci się, jest impulsywny lub stosuje przemoc.
Środowisko nie dostrzega „ziarna”, które „zasiało” całe to rozregulowanie, że ja dorastałam/em nie ucząc się, co to jest „wyregulowanie” na poziomie emocjonalnym.
AT Od razu przychodzi mi na myśl trauma wojenna związana z przeżyciami więźniów obozów koncentracyjnych. Nawiązuje tutaj do książki Wilhelma Brasse „Portrecisty z Auschwitz”, którego trauma miała niejako podwójny charakter…
SS Polecam też książkę „Farby wodne”, autorstwa Lidii Ostałowskiej wydawnictwa Czarne – ta z kolei jest o portrecistce. Dina Gottliebova malowała Romów w obozach. Ta trauma związana z pobytem w obozie rozwinęła się u niej w chroniczną bezsenność, przez całe życie doświadczała później konsekwencji przeżytej traumy. Po II wojnie światowej muzeum w Oświęcimiu nie zdecydowało się jej oddać tych prac. Odmowa oddania prac było kolejną traumą, związaną z utratą sprawczości, której doświadczyła.
AT Czy istnieje taki moment, kiedy można powiedzieć, że „jest już za późno” na odzyskanie poczucia kontroli nad życiem, z którego wytrąciła nas trauma?
SS
Nigdy nie jest za późno. Dopóki mózg jest sprawny i nie jest mechanicznie, organicznie czy toksykologicznie uszkodzony, nie jest za późno. Świetnie opisuje to Daniel Siegel w książce „Psychowzroczność”, gdzie przedstawia w jednym z rozdziałów studium terapii 90-latka, który nadal był sprawny z poziomu intelektu i refleksji.
Nigdy nie jest za późno. Trauma to co prawda coś, co mocno wpływa na nasze procesy uczenia się. Nie tylko uczenia się intelektualnego, kiedy np. uczymy się o historii II wojny światowej. Trauma zmienia sposób, w jaki uczymy się o świecie, o innych ludziach, o swoim ciele. Wszystko, co się wydarza po traumie, może prowadzić albo w kierunku wzmocnienia tego zaburzonego wzorca uczenia się, albo uelastycznienia tego wzorca myślenia. Po traumie cały czas próbujemy się uzdrowić, na różne dostępne nam sposoby.
Dzięki terapii indywidualnej, grupowej, biblioterapii (sięganie po poradniki i książki), arteterapii (plastyczną i artystyczną ekspresję) „przemielimy” traumę, co uelastyczni proces uczenia się i wpłynie pozytywnie na proces zdrowienia.
AT A kiedy pacjent powtarza, że jest już za późno?
SS Kiedy pacjenci mówią, że jest już za późno, ja wtedy odpowiadam, że przecież przez te wszystkie lata robiłeś/aś różne rzeczy. Może robiłeś źle, może próbowałeś/aś poradzić sobie z emocjami w sposób niesłużący ci, być może byłeś pracoholikiem, wdawałeś się w romanse, itd. Zawsze próbowałeś/aś coś robić, żeby uleczyć się z tej traumy. A my tutaj będziemy pracować nad tym, abyś robił/a to bardziej w służbie sobie, a nie w służbie powtarzania tego doświadczenia traumatycznego na nowo. Za późno nie jest nigdy, ale czasami trzeba bardzo dużo miłości i cierpliwości do siebie, czego czasem brakuje osobom, które przychodzą na terapię. Pracujemy wtedy nad pytaniem, czy ktoś w Twoim otoczeniu mógłby skorzystać z tego, że ty się zajmiesz tym tematem. Przychodzi nastolatek, nawet małe dziecko i pytam – czy jest ktoś dla kogo tutaj jesteś? Często nastolatki nie chcą zajmować się pracą terapeutyczną, ale znajdują ten cel poza sobą, w jakiejś wyższej wartości. Czasami w ten sposób docieramy do źródła motywacji terapeutycznej.
AT W historii znane są liczne przykłady artystów, pisarzy, którzy pisali dzienniki. Takim sposobem na przetrwanie trudnych doświadczeń poza sztuką dla Fridy Kahlo było właśnie pisanie. W swojej pracy zachęca Pani także do wyrażenia emocji poprzez pisanie listu terapeutycznego…
SS
Pisanie jest próbą nadania sensu czemuś, co umykało kiedyś naszemu zrozumieniu, włączeniu tego w sensowną linię naszego życia. Nie udało nam się tego wintegrować w nasze doświadczenie, w to, co wiedzieliśmy wówczas o świecie i życiu. Jeżeli dziecko jest porzucane albo w ogóle nie zna swojego rodzica, to się wymyka jakiemukolwiek sensowi. Tego nie da się logicznie wytłumaczyć. To się po prostu dzieje. Być może ma to jakiś techniczny/historyczny/społeczny sens, ale dla dziecka nie ma.
Siadanie – nawet po wielu latach, jakie upłynęły od traumy – przed białą kartką papieru i pozwalanie, aby emocje pisały, a nie głowa, (bo ona się szybko wysyci swoimi pomysłami), ma głęboki, terapeutyczny sens. Pozwolenie, aby to wszystko płynęło i robienie z tego rytuału. Nie, że raz coś napiszę i kropka, ale że będę siadać, pisać, pisać i pisać…To ma niezwykle leczący efekt do tego stopnia, że są całe nurty terapii, które bazują na pisaniu o doświadczeniu traumatycznym w taki spontaniczny sposób.
AT Jak się do tego zabrać? I co potem zrobić z takim listem?
SS
To nie musi być tylko list. To może być dziennik, może być opowiadanie, może być scenariusz sztuki z nami w roli głównej. A co do listu… Z samym listem ludzie robią różne rzeczy. Czasami palą te listy — tak ceremonialnie, robią z tego cały rytuał pożegnania przeszłości. Niektórzy nie chcą w ogóle do tego listu zaglądać, nie chcą nadać temu jakiejś wagi. Wyrzucili z siebie emocje, to niech sobie ten zapisany papier leży. Niektórzy wysyłają do siebie „list z przyszłości” i proszą, aby ktoś wysłał go do nich za rok lub by ten list dotarł do nich w inny sposób.
Bywa, że ten list trafia do osoby, która nas najbardziej zraniła w życiu, a czasem po prostu leży w kopercie na stoliku. Najważniejszy jest sam proces pisania niż faktyczne zrobienie czegoś później z tym listem.
AT A czy możemy wykorzystać te dobre momenty z przeszłości, coś, co wywołuje pozytywne wspomnienia, np. zapach ogniska, spotkania z najbliższymi do poradzenia sobie z traumą?
SS
Pozytywne doświadczenia to baza naszego dobrostanu, bufor, który pozwala nie zwariować, gdy wokół nas dzieje się dużo trudnych rzeczy.
To jest bardzo profilaktyczne, jeśli jesteśmy w stanie złapać coś, co nas gruntuje, daje poczucie bliskości z kimś, kto był dla nas ważny. W momencie, kiedy doświadczamy czegoś okropnego, równocześnie możemy użyć tego w terapeutycznym celu.
Pozytywne wspomnienia mogą nam pomóc odsunąć wspomnienia straszne.
Na przykład, jeśli ostatni wizerunek bliskiej osoby, jaki zapamiętaliśmy, to był wygląd po jej śmierci, np. po wypadku, to bywa to dla nas bardzo trudne, bo nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie, jak ta osoba wyglądała przed tym wypadkiem. Często proponuję pacjentom, aby dosłownie wyjęli zdjęcia najbliższych z różnych pięknych momentów życia. Warto także posiłkować się nagraniami wideo, nagraniami głosu, aby na poziomie zmysłowym móc się skontaktować nie tylko z tym strasznym wspomnieniem, ale także budować nowe. Nasz układ nerwowy jest cały czas plastyczny – on cały czas „nadpisuje” nowe informacje na stare. Jak pozwolimy tym straszliwym wspomnieniom wieść prym, to będziemy mieć pamięć pełną przerażających obrazów. A możemy je sobie uelastyczniać, zmieniać.
Dzieci są niesamowite w tym, jak same sięgają po różne przedmioty, książki, różne aktywności, które dają im okazje do zdrowienia, integrowania się. Same pokazują, czego potrzebują – zaczynają tańczyć, puszczać sobie piosenkę, która kojarzy się im z czymś pięknym i ważnym. Sięgają po jakiś kolor i malują nim wszystko. Któreś inne prosi, żeby zrobić potrawę, którą robiła mu ukochana osoba.
Dzieci wprost komunikują, co mogłoby ich uzdrowić – nie używając słów, ale sięgając po to.
AT Niedawno wpadła mi w ręce książka Aaron Caroll „Małe traumy”. W swojej praktyce psychoterapeutycznej spotyka się Pani z różnymi przypadkami traumy. Czy można faktycznie podzielić te wydarzenia traumatyczne na małe i duże?
SS
Możemy żyć bez uczucia spokoju i dobrostanu, w mocno zawężonym paśmie swojego życia, nawet jeśli nie doświadczyliśmy traum przez duże T, (czyli np. wypadków, katastrof naturalnych, przemocy, nagłej śmierci kogoś bliskiego itd.) jednak z punktu widzenia osoby, która doświadcza traumy często użycie tego sformułowania „mała trauma”, lub „trauma przez małe „t” bywa odbierane jako ignorowanie wpływu tego zdarzenia na jej życie. Ja tego sformułowania nie używam w terapii.
Czasami coś – z punktu widzenia obserwatora – wydaje się psychologicznie nieznaczące, ale, gdy jesteśmy w samym środku tego zdarzenia może ono mieć na nas wpływ dramatyczny. Psychologia i terapia traumy nauczyła mnie pokory w ustalaniu, co może być traumatyczne, a co nie. Tu ekspertem jest osoba, która to przeżyła, a nie ja ze swoją książkową wiedzą.
AT Nawiąże jeszcze do tematu traumy medycznej, jest ona jedną z tych doświadczeń, które lubi do nas wracać, aktywizować się…
SS Trauma medyczna jest bardzo powszechna, a tak rzadko rozpoznawana. Przykładem jest trauma perinatalna. W pokoleniu ludzi urodzonych w latach 80-tych i 90-tych i wcześniejszych także powszechne było odseparowanie od mamy/rodzica zaraz po narodzinach. Dziecko rodziło się i od razu ktoś je zabierał do ważenia, mierzenia i na jakąś inną salę. To mogło wpłynąć na to, jak odbieraliśmy później różne sytuacje medyczne, jak również sytuacje odseparowania, odizolowania, utraty. Wielu z nas doświadczyło także komplikacji podczas przychodzenia na świat, podania różnych leków, które mogły wpłynąć na naszą psychofizjologię, rozregulowując niemalże całe nasze życie. Trauma jest strasznie niesprawiedliwa, bo w taki utajony sposób wpływa na to, że nie możemy żyć w pełni.
AT Ten temat znany mi jest z autopsji. Sposób przekazywania informacji o chorobie przez lekarzy wyzwalał jedynie negatywizm w myśleniu o tym, co nas, czy naszych bliskich spotkało.
SS
Bardzo wiele zależy od okoliczności, w jakich dowiedzieliśmy się o diagnozie. Od tego, czy środowisko nas wsparło, czy zrobiło wokół tego wielkie „halo” – zapewne w dobrej intencji, ale i w fatalnych konsekwencjach.
Książka „The worst is over. What To Say When Every Moment Counts” napisana dla lekarzy, pielęgniarek, pielęgniarzy, zawodów medycznych. Traktuje o tym, co mówić ludziom, którzy są w sytuacji zagrożenia życia, albo na przykład wybudzili się ze śpiączki, czy w momentach, kiedy dostają diagnozę. Słowa wypowiadane w tym momencie są tak ważne i potrafią wpłynąć na wiele lat później funkcjonowania tej osoby, czy ona skojarzy swoje ciało i jego reakcje z lękiem i wstydem, złością, czy odwrotnie.
Temat traumy medycznej bardzo często ujawnia się w terapii. Wtedy na przykład wraz z pacjentem cofamy się w jego wspomnieniach do tego momentu źródłowej traumy i pytamy „czego wtedy potrzebowałaś/eś od osoby, która z tobą była, a czego nie dostałaś/eś”. „Gdybyś mógł/a podróżować w czasie i powrócić do tego momentu, kiedy dostajesz tę diagnozę lub wydarzył się ten wypadek i ktoś mógłby cię wesprzeć w tym momencie, to kto by to był?”. Nasz mózg bardzo lubi sobie wyobrażać i wykorzystywać wyobraźnię do naszego zdrowienia. Zdarzyło mi się nie raz, że ktoś opowiadał w terapii: „przyszedł do mnie we śnie ten ktoś, kto mnie tak bardzo zranił i mnie przeprosił i nie wiem, jak to się dzieje, ale ja już nie mam tej złości w sobie, z którą się codziennie budziłem od czterdziestu lat”. Czasami robota terapeutyczna „robi się” we śnie, a czasami musimy ją wesprzeć i wykonać w gabinecie.
AT Czy przebaczenie może być dla człowieka takim dobrym wsparciem dla procesu zdrowienia? Kiedy wybaczamy komuś, kto nas skrzywdził w przeszłości?
SS Tak. Nie zawsze jednak udaje się wybaczanie zaplanować, czy zrealizować. Wybaczanie nie podlega naszej pełnej wolicjonalnej kontroli. To, na co mamy największy wpływ to, to czy będziemy się widzieć jako ofiarę danej sytuacji, jako naznaczonych tym wydarzeniem, czy zaczniemy odzyskiwać sprawczość i uznamy, że jesteśmy całkowicie pełnowartościową istotą ludzką. Nawet z naszymi zranieniami i obciążeniami. Często łatwiejszym procesem niż przebaczanie, jest wyrażenie na głos złości, najczęściej wobec świadka, którym jest terapeuta. Uznanie, że TO nie było fair, że nie powinno mnie było spotkać, że jestem zła/zły, że mnie to spotkało. To często uruchamia całą lawinę innych emocji, które przykrywała złość. Zaczynają się wtedy dziać różne rzeczy, np. opłakiwanie straty, smutek wynikający z uznania, że pewne rzeczy, które się wydarzyły już się nie odstaną. Złość to często tylko wierzchołek góry lodowej naszej potraumowej emocjonalnej rzeczywistości.
AT Jakie są pułapki w stosowaniu terapii traumy przez specjalistów, psychoterapeutów, psychologów?
SS „Uwiedzenie się” przez specjalistów opowieścią pacjenta o „byciu ofiarą” nigdy nie służy pacjentowi ani terapii, nawet jeśli doznał obiektywnych krzywd. Ta historia „jak strasznie mi źle i to się już nigdy nie zmieni”, jest toksyczna. Pułapką bywa również nie dbanie o siebie przez terapeutów, kiedy nadużywają jeszcze bardziej siebie, aby pomóc. To bardzo powszechne zjawisko wśród terapeutów traumowych. Za chwilę wychodzi po polsku książka genialnej Babette Rotschild właśnie o tym – jak dbać o siebie, gdy jestem terapeutą terapii traumy. To obowiązkowa pozycja dla specjalistów.
AT Jak psychoterapeuci radzą sobie z tym obciążeniem emocjonalnym, jaki przynoszą do nich pacjenci?
SS My tak naprawdę nie pracujemy z traumą, ale pracujemy z odpornością psychiczną. Terapeutów tej specjalizacji bardziej interesuje, co pozwoliło tej osobie przetrwać niż ten koszmar, którego doświadczyła. Oczywiście jest także na te trudne przeżycia miejsce w terapii, ale skupiamy się przede wszystkim na zasobach i na tym pędzie, energii życia, którą ta osoba ma i to jest w tej pracy najpiękniejsze. Osobiście z takiej sesji terapeutycznej, jaka teoretycznie powinna być koszmarna, często wychodzę jeszcze bardziej zbudowana, bo dotykamy tego, jak człowiek jest odporny. Tak też zaczyna się jedna z lepszych pozycji o traumie: „Strach ucieleśniony” Bessela van der Kolka, który pisze w pierwszym akapicie swojej książki, że ludzie są bardzo odpornym gatunkiem.
AT A jakie są obiektywne sygnały świadczące o takim zaadoptowaniu się, pozostawieniu tej traumy za sobą?
SS
Najlepszym kryterium dobrostanu jest coś, co nazwę metaforycznie „przepływem energii”. Energia płynie, my możemy być czymś podekscytowani, pobudzeni, a następnie możemy być także zmęczeni i zrelaksowani wieczorem. Emocje i energia cały czas się zmieniają, w zależności od okoliczności. To jest przejaw zdrowia. U osób, u których się toczy ten potraumowy proces jest problem z odpuszczeniem. Byciem w zrelaksowaniu, w dobrym zmęczeniu, są ciągle pobudzone. Może też być odwrotnie: osoby te mają zablokowany dostęp do energii, są stale wycieńczone.
O zdrowiu mówimy wtedy, gdy czujemy w ciele, że mamy więcej takiej życiodajnej energii, a jednocześnie jest nam łatwiej poczuć takie zdrowe zmęczenie.
Zdrowienie po traumie to również umiejętność spojrzenia z dystansem na naszą przeszłość. Tak, by jej nie usprawiedliwiać, ale spojrzeć na nią jak na coś, co mnie nie definiuje: „wydarzyło mi się, ale ja jestem dużo większy/a niż to”. Trauma odbiera nam zazwyczaj taką wewnętrzną odwagę, brawurę, energię do życia, ale jeśli zaczynamy o sobie myśleć śmielej, zaczynamy eksperymentować, to jest to najlepszy objaw tego, że idziemy w stronę zdrowienia.
Nie oznacza to, że różne sytuacje z naszego życia nie będą nas znowu próbowały wtrącić w stare reakcje. Te stare mechanizmy, „demony” są zapisane w mózgu i mogą nas czasami „wybijać” z równowagi.
Nie jest przecież tak, że już nigdy przenigdy nie będę mieć objawów, bezsennej nocy, że już nigdy nie zdenerwuję się na swojego przełożonego, że nie poczuję, że ktoś mnie bardzo zranił. Rezyliencja to jednak umiejętność wracania do siebie po trudnym doświadczeniu i nadania nowego, twórczego znaczenia swojemu życiu.
AT Miłość jest lekarstwem na traumę? Miłość do siebie, do najbliższych, do partnera/ki?
SS
Wszystkie wymienione rodzaje miłości, łącznie z miłością, którą możemy poczuć do zwierzęcia, psa kota. Często przecież ludzie doświadczają bezinteresownej miłości, dopiero gdy są dorośli, a w ich domu pojawia się np. kot lub pies. Miłość do siebie samego jest jednak najbardziej istotna.
W efekcie traumy złożonej, związanej z wczesnorozwojowymi stratami i obciążeniami uczymy się myśleć o sobie w sposób straszny. Te myśli w paradoksalny sposób pozwalały nam kiedyś odnaleźć się w chaosie życia. Uporządkować niezrozumiałą dla nas rzeczywistość. Dla dziecka stwierdzenie, że to ono jest złe, a nie świat /rodzice/opiekunowie bywa ratujące w sensie psychologicznym jego życie. By ocalić miłość do swojej rodziny, dziecko oducza się miłości do siebie i to siebie najbardziej karze za traumy, jakich od rodziny doświadczyło.
Okrutne myśli o sobie zostają nam na długie lata i dominują w naszym monologu wewnętrznym. To nas strasznie osłabia. Poświęcamy im zatem dużo czasu w terapii. Czasem pytam osoby na terapii: „kiedy myślisz o sobie, że jesteś najgorszym człowiekiem na ziemi, w czym może pomóc ci to myślenie?” „Gdzie ono mogłoby ci się przydać?” Ono się oczywiście już nam do niczego nie przydaje.
Nasz mózg jest absolutnie „łasy” takich negatywnych myśli. To, że zaczynam o sobie myśleć inaczej, i traktować siebie z miłością to wiele zmienia, bo miłość to jest czasownik. Gdy popełnię błąd, to nie katuję się, nie samookaleczam, tylko mówię, że dobrze, nauczyłeś się czegoś nowego, następnym razem to uwzględnisz. Codzienna praktyka traktowania siebie z łagodnością, ale i uczciwością jest bardzo ważna dla naszego zdrowienia. Każdy może żyć swoim życiem i robić to coraz lepiej. Miłość jako działanie wobec innych, od innych i ta najważniejsza – od siebie do siebie.
Wywiad ukazał się na łamach platformy edukacyjnej Skillplanet.io. Oryginał tekstu wzbogacony ciekawymi grafikami znajdziesz tutaj.
Zapraszamy do śledzenia strony internetowej i profili społecznościowych pani Sabiny.