"Nad-cv-izm" to siódmy felieton z serii pt.: "Przebić tę kopułę", autorstwa dr hab. nauk społecznych i Wykładowcy APP, Ryszarda Praszkiera.
"Dokonaliśmy rzeczy wspaniałych, możemy być z siebie dumni. A jednak czegoś brakuje. Umiemy wspaniale naśladować wzorce funkcjonowania organizacji, konferencji, prezentacji. Świetnie odtwarzamy to, co wyobrażamy sobie, że jest „zachodnie” i, dzięki temu, osiągamy to, co jest do osiągnięcia. Ciągle wszakże jeszcze nie idzie nam osiąganie nieosiągalnego. Nie jesteśmy liderami w kreowaniu nowych rozwiązań czy nowych pomysłów dla świata. Opanowaliśmy do perfekcji wnętrze „niewidzialnej kopuły”, ale nie umiemy jej przebić Co tworzy tę kopułę? I jak się przez nią przebić?..."
Oj, jak lubimy być poważni! Chcemy dostrajać samego siebie do naszego wyśrubowanego (zresztą zgodnie z zasadami autoprezentacji) CV. Nie zapomnę jak po uzyskaniu doktoratu znajomy młody człowiek, uprzednio miły i wesoły, zaczął robić usta w ciup, marszczyć brwi, cedzić słowa i utrzymywać śmiertelną powagę.
A jak to jest z naprawdę kreatywnymi osobami? Też marszczą brwi i robią usta w ciup? Nic podobnego. Na przykład Einstein zasłynął z radości i humoru. Znane jest jego powiedzenie: „Mężczyzna, który może prowadzić bezpiecznie całując jednocześnie piękną dziewczynę, po prostu nie poświęca pocałunkowi należytej uwagi.” Zresztą o dziewczynach mówił więcej: „Trzymaj przez minutę ręce na gorącym piecu i będzie ci się wydawało, że to godzina; spędź godzinę z piękną dziewczyną, a będzie ci się wydawało, że to minuta. To jest właśnie teoria względności”. Znany też był z niedbałego ubierania się, z czym stale walczyła żona. Kiedy męczyła go, żeby ubrał się porządnie do pracy mówił: po co, przecież wszyscy mnie tam znają. Kiedy, z kolei, błagała, by się ładnie ubrał na nową dla siebie konferencję, odpowiadał: po co, przecież nikt tam mnie nie zna. Kiedy w pociągu zgubił bilet konduktor go rozpoznał i uspokajał, że nie ma sprawy, że zna Einsteina i jest pewien, że bilet kupił. Einstein jednak kontynuował przeszukiwanie kieszeni, walizki, a na koniec, klęcząc, szukał pod ławką. Konduktor dalej go uspakajał: doktorze Einstein, wszystko jest ok, nie musi pan szukać. Na co on odpowiedział: „nie pamiętam gdzie jadę, w tym celu szukam biletu, bo tam będzie to napisane”. O sobie mawiał „nie mam specjalnych talentów; jestem po prostu ciekawy i to z wielką pasją” oraz „wraz z przypływem sławy staję się coraz głupszy; co jest zresztą powszechnym zjawiskiem”. Więc śmiał się z samego siebie. Nie brał swojego ego zbyt poważnie. Jak pisałem w jednym z poprzednich felietonów: radość i humor „napędzają” kreatywne myślenie. Czy Einstein wymyśliłby teorię względności będąc ponurakiem?
Chcemy być „normalni”, ale „bycie normalnym jest idealnym celem ludzi bez sukcesu” napisał Karl Gustav Jung. Chcemy widzieć samego siebie tak poważnie, jak poważnie brzmi nasze CV. Ale kiedyś napisałem taki aforyzm: „Człowiek, który nie umie się śmiać z samego siebie jest po prostu niepoważny”. Salvador Dali ironizował na swój temat: „Kiedy miałem sześć lat chciałem być kucharzem. Kiedy miałem siedem – chciałem być Napoleonem. I moje ambicje od tego czasu stale rosły”. Słynny amerykański baseballista Yogi Berra mawiał: „Nigdy nie powiedziałem większości rzeczy, które powiedziałem”.
Ja sam tworzę różne sytuacje autoironii. Już choćby na temat tego, że jestem łysy: hoduję rzadką kępkę na środku łysej głowy i, zapytany, odpowiadam, że moim ideałem jest zostanie łysym punkiem. Kiedy pytają mnie na temat profesury, odpowiadam, że marzę o profesurze pośmiertnej. Nie stronię też od żartów z innych osób, zachęcony powiedzeniem Oskara Wilde’a, żeby nigdy nie opowiadać dowcipu, przez który można stracić przyjaciela – chyba, że dowcip jest lepszy od przyjaciela. Staram się więc opowiadać dobre dowcipy, zachęcony tekstem Groucho Marxa: nigdy nie zapominam twarzy, ale w twoim wypadku z przyjemnością zrobię wyjątek.
Jak pisałem w jednym z poprzednich felietonów – istotną rolę w kreatywności i tym samym – w przebijaniu kopuły – pełni dystans. Też dystans do samego siebie. Jeżeli jesteśmy zafiksowani na swoim ego, rozdętym przez – jak zawsze – wypiększone CV; jeżeli nie umiemy spojrzeć na siebie z dystansu, auto-ironicznie; jeżeli marszczymy brwi, stroimy poważne miny i robimy usta w ciup – możemy owszem, być świetnymi powielaczami, kontynuatorami, naśladowcami – ale nigdy nie wymyślimy czegoś co przekracza rzeczywistość, zaskoczy świat, przebije kopułę.
Poważnie zastanawiam się, czy do swojego zawodowego CV nie dodać: łysy punk.