Od motywacji do determinacji

Fragment książki pt.: "Determinacja" Jakuba B. Bączka i Jacka Santorskiego:

„Jacek Santorski, prowadząc samochód, usłyszał w radio fragment rozmowy z trenerem mentalnym, który towarzyszył polskim siatkarzom w okresie poprzedzającym ich największy sukces – mistrzostwo świata. Jacka uderzyła prostota i trafność psychologiczna opinii rozmówcy, a zarazem jego skromność. Mówił bowiem wyraźnie, że i on, i zawodnicy czuli siłę jego wpływu, nie można jednak wykluczyć, że wpływ treningu mentalnego poprzedzającego zwycięstwo mógł być zbiegiem okoliczności. Jacek postanowił zidentyfikować tego rozmówcę i tu pojawił się „kłopot”. Okazało się bowiem, że tym trenerem mentalnym sportowców był Jakub Bączek – znany już i dobrze rozwijający się mówca motywacyjny. A Jacek z tą kategorią „specjalistów” miał kłopot w tym sensie, że traktował dotąd ich działalność jako psychologiczne „disco polo”, podczas gdy działania swoje i swoich partnerów uznawał za „filharmonię” w tej dziedzinie. Gdy się jednak zorientował, że Jakub Bączek nie tylko jest znany z tego, że jest znany, ale jest również pracowitym i efektywnym przedsiębiorcą, zdecydował się „mimo wszystko” na spotkanie. (…)

Jakub B. Bączek: Rozmawialiśmy, Jacku, o motywacji, i o tym, jak doprowadzić do powstania determinacji, czyli sytuacji, w której ktoś, kto postanowi, że od pierwszego stycznia będzie trzy razy w tygodniu chodził na siłownię, pojawi się tam zgodnie z planem. Nasuwa się pytanie, jak przekuć to w determinację, nawyk, żeby ten człowiek utrzymał się w swoim postanowieniu. Jaki byś zaproponował sposób na przejście od motywacji do determinacji?

Jacek Santorski: Pierwszy raz uprzytomniłem sobie, że to przejście jest konieczne i bardzo ważne, oraz że bardzo ważna jest różnica między determinacją a motywacją, gdy sprowadziliśmy do Polski panią profesor Heike Bruch (dyrektora Instytutu Przywództwa na University of St. Gallen w Szwajcarii), która prowadzi na  uczelni badania nad energią ludzi, energią pracowników i liderów, a także ma firmę konsultingową Energy Factory, którą można by właściwie nazwać fabryką energii ludzi. Stosuje w niej proste modele diagnostyczne i zarządzania, które pozwalają się zorientować, ile ludzie mają energii, na ile są gotowi wykorzystać ją konstruktywnie i jak ją przekuć w systematyczne dążenie do całości. Heike Bruch opracowała coś, do czego dzisiaj chciałbym się odwołać –zwany Focus-Energy Matrix, bardzo prosty schemat zarządzania sobą.

S.: Rozpatrujemy tu dwa wymiary: poziom energii i stopień koncentracji na celu oraz obecności w tym, co się robi (focus). Heike Bruch  stwierdziła, że jeśli focus ma być utrzymany, a energia stale wysoka, co realizuje tylko dziesięć procent badanych managerów, istnieje pewien, jak to nazwała, Rubikon, po którego przekroczeniu motywacja musi się zmieniać w determinację. Heike Bruch definiuje motywację jako nice to have, a determinację jako I’ll do it. Każdy z nas w swoim życiu bywa do pewnych rzeczy zmotywowanym. Ale czy ja mam na przykład determinację do tego, żeby spotkać jeszcze jednego tak ciekawego człowieka jak ty? Nie, natomiast będę bardzo szczęśliwy, jeżeli to się zdarzy. I tyle. (Praktyczne sposoby równoważenia wymiarów Focus-Energy Matrix oraz rozbudowaną, bardzo ciekawą charakterystykę wyróżnionych typów menadżerów w zależności od ich poziomów energii i skupienia, znajdziesz w refleksji nr 3 tego Wisdomlettera.)

Heike Bruch określiła, co właściwie decyduje o tym, że motywacja zamienia się w determinację, na czym to polega, a przede wszystkim, jak to wygląda z zewnątrz. I okazało się, że determinacja może być determinacją negatywną, taką „z zaciśniętymi zębami”, popychającą nas do tego, by komuś coś pokazać, żeby się nie dać, albo pozytywną, związaną z tym, że jest wizja, jest cel, że się z tym celem utożsamiam, że bardzo chcę ten cel osiągnąć i są momenty, kiedy radośnie do niego zmierzam, a są takie, w których się nim „katuję“, ale to dlatego, że kocham ten cel1. Wiąże się to z tym, jacy liderzy potrafią tak podkręcić morale zespołu, że wśród jego członków rodzi się determinacja, i jakie warunki muszą być spełnione, by ten stan się utrzymał. A te warunki są związane z samo-monitoringiem, monitoringiem, prostymi nawykami, rytuałami i tym wszystkim, co służy naturalnej dyscyplinie. Na spotkaniach w Polsce ta szwajcarska pani profesor tego nie wyeksplikowała, ale sam zacząłem o tym dużo myśleć, studiować i przyglądać się, i doszedłem do wniosku, że jeżeli następuje przestawienie z motywacji na determinację, to sednem sprawy, owym kluczowym ogniwem, jest  to, czym ty się zajmujesz – a więc NASTAWIENIE. I to pomimo tego, że zwykle nie dzieje się tak jak w książce Secret2, że jeśli będziesz „myśleć pozytywnie”, to cała rzeczywistość niczym w jakiejś baśni magicznie da ci wszystko, czego potrzebujesz. Istnieje wiele pośrednich dowodów na to, że człowiek „dostaje bardziej to, czego oczekuje, niż to, czego potrzebuje”. Świetnym na to dowodem są wyniki badań przeprowadzonych na dużą skalę przez zespół, który reprezentuje Kelly McGonigal. Jej wystąpienie podczas konferencji TED obejrzało kilkanaście milionów ludzi. Badania te wykazały, że ci, którzy mają w sobie wysoki poziom stresu, ale nie uważają, że szkodzi on zdrowiu, lepiej sobie z nim radzą. A umieralność wśród tych, którzy mają taki sam poziom stresu, ale są przekonani, że im szkodzi, jest wyższa niż amerykańska średnia. Zatem już samo nastawienie, zwłaszcza do tego, co przyniesie nam życie, odgrywa w tym przypadku dużą rolę. Natomiast w determinacji mamy dodatkowo jeszcze inny rodzaj nastawienia – niereceptywne nastawienie, że dostanie się tylko to, czego się oczekuje, a nie to, czego się potrzebuje, ale też proaktywne, że jestem przekonany, że owszem, szczęście się do mnie uśmiechnie, ale dlatego, że kupię ten los i że będę go kupował być może wiele razy w swoim życiu, aż w końcu wygram.

B.: W pewnym sensie nawiązujemy teraz do tematu, który podjęliśmy w naszym pierwszym rozdziale. Być może moglibyśmy to nawet uprościć do takiego sformułowania, że jeśli motywacja jest wewnętrzna, zinternalizowana, wypływa z wnętrza człowieka, który ma pasję do realizacji jakiegoś celu, to jest tu dużo krótsza droga do determinacji niż w sytuacji, kiedy motywacja jest zewnętrzna i realizujemy cel, co do którego nie jesteśmy przekonani albo który jest po prostu modny. Wtedy trudniej przejść od motywacji do determinacji. Znajduję potwierdzenie takiego stanu rzeczy w swojej pracy ze sportowcami. Wielu sportowców, którym niejako wmawia się patriotyzm, wielkie idee, konieczność walki o honor i tak dalej, a równolegle do tego nie dba się o ich frajdę z wykonywania zadań treningowych, wypala się i znika ze sportu zawodowego. Oczywiście „Bóg, honor i ojczyzna“ mogą zadziałać znakomicie, ale tylko w przypadku sportowców, którzy taki model motywacyjny mają w sercu, a nie tylko – z wygody medialnej lub braku odwagi – deklarują go zewnętrznie.

S.: Tak, bo jeśli nawet można kogoś zewnętrznie zmobilizować, to trzeba by wiele wysiłku i zróżnicowanego system bodźców oraz kontroli, aby kogoś regularnie „determinować”.

B.: Moglibyśmy więc przyjąć i taki wniosek, może trochę kontrowersyjny, że trudno się spodziewać po pracowniku takiej motywacji i takiej determinacji, jaką będzie miał przedsiębiorca, który tego pracownika zatrudnia. Dlaczego? Dlatego, że przedsiębiorca realizuje swoją wizję, swoją pasję. I nawet, gdybyśmy dopowiedzieli, że taki człowiek zapewne żyje swoją firmą, to trudno się spodziewać, że będzie w stanie wpłynąć jakimikolwiek narzędziami zewnętrznymi na motywację swojego pracownika na tyle, aby pojawiła się w nim taka determinacja, jaką posiada on sam.

S.: Dlatego często twierdzę, że rekrutacja jest dużo ważniejsza niż zarządzanie i motywacja, bo już na poziomie rekrutacji można się zorientować, czy zatrudniam ludzi, których kręci to samo co mnie. Jest to zgodne z zasadami odkrytymi przez Jima Collinsa.

B.: Może się okazać, że bardziej będzie się opłacać wykonanie dobrej, pogłębionej rekrutacji, niż późniejsze motywowanie czy szkolenie pracowników. Albo mówiąc inaczej: rekrutacja staje się współcześnie pierwszym elementem budowania zaangażowania i determinacji (tak jest przy selekcji siatkarzy czy skoczków narciarskich do Reprezentacji Polski).

S.: Wartości, cele i pasje właściciela firmy przeważnie w jakimś stopniu pokrywają się z wartościami, celami i pasjami top managementu, a trochę nawet z wartościami i celami pracowników. Oczywiście przy motywacji negatywnej i częściej w sytuacjach bardziej społecznych czy politycznych niż biznesowych jest dużo łatwiej, żeby generał, kapral i szeregowy znaleźli w sobie tę samą motywację i determinację. Jeżeli jednak jest to realizacja mniej lub bardziej wyrafinowanych zadań, to tym bardziej pojawia się potrzeba dobrego skonfigurowania zespołu i jego nastawienia, co nie znaczy, że nie można zarazić samym nastawieniem, że ono nie może się ludziom na stałe udzielić. Daniel Goleman, który zajmuje się inteligencją emocjonalną, we współpracy z firmą Hay McBer przeniósł swoje odkrycia w obszar funkcjonowania w firmie. Na poziomie mózgu badacze odkryli ośrodki, które są odpowiedzialne za funkcjonujący między ludźmi rezonans, do zaistnienia którego potrzeba empatii, wyczucia drugiego człowieka, co przecież stanowi podstawową cechę inteligencji emocjonalnej. Goleman zwrócił uwagę, i ma na to dowody, że rezonans pozytywnej motywacji rozprzestrzenia się łatwiej niż rezonans depresji, bo rezonans depresji też jest zaraźliwy. Są w firmach ludzie, którzy zarażają negatywnymi emocjami i przypuszczam, że ze świata sportu będziesz miał wiele przykładów na to, że ktoś może być bardzo sprawny wykonawczo, ale jednak, albo na co dzień, albo w sytuacjach krytycznych, zaraża negatywnym czy wręcz depresyjnym nastawieniem, demotywując innych. Na szczęście nastawienie pozytywne, przynajmniej przez jakiś czas, według statystyk działa mocniej i łatwiej się rozprzestrzenia od nastawienia negatywnego.

B.: Myślę, że łatwo by było znaleźć takie przykłady w sporcie zespołowym, natomiast w sporcie indywidualnym mielibyśmy z tym już trochę większy problem, bo tam determinacja musi się wiązać z energią, która się wyzwala u pojedynczego człowieka. O ile w siatkówce czy piłce nożnej możemy oddziaływać na zespół jednym człowiekiem i jego wpływem na innych, o tyle w biegach czy pływaniu już nie, bo tam człowiek jest na bieżni czy w basenie sam. Tu jednak warto budować sztab szkoleniowy nie tylko w oparciu o kompetencje merytoryczne, ale i z pozytywnym nastawieniem. Wtedy, nawet gdy zabraknie go sportowcowi, dobrą energię wykaże pierwszy trener, fizjoterapeuta czy trener mentalny, którzy w niego wierzą. 

S.: Zobacz, zwłaszcza w sporcie jednak, właśnie tym indywidualnym, zawodnik widzi, że pracuje na niego cała machina – to system, który wspiera jego determinację, gwarantuje chęć stałego dążenia do celu.

B.:Natomiast dla mnie kluczowa jest sprawa energii i chciałbym rozwinąć myśl, że determinacja może się zrodzić tylko i wyłącznie w sytuacji, w której wewnątrz człowieka wytwarza się energia, energia wewnętrzna, a nie umotywowana czynnikami czy wpływami z zewnątrz.

S.: A on tę energię zasysa, konstytuuje i rozwija swoje nastawienie. Na poziomie tej szybszej ścieżki Kahnemana, w połączeniu ze ścieżką wolniejszą, powstaje ośrodek, który tę energię krystalizuje, nadaje jej odpowiedni kierunek, i tym ośrodkiem jest, moim zdaniem, właśnie ośrodek nastawienia, to sedno sprawy!

B.: Ja to widzę dwuwymiarowo. Po pierwsze, moim zdaniem do wytworzenia tej energii potrzebne jest ciało i zaraz tę myśl rozwinę… Po drugie zaś, umysł – i tutaj pewnie faktycznie będą miały znaczenie i szybsza, i wolniejsza ścieżka z teorii perspektywy Kahnemana. Wielokrotnie w swoim życiu szukałem metod, które mogłyby zwiększyć energię ciała, i jako że mam kontakt z najlepszymi sportowcami na świecie, jak również z lekarzami tych sportowców, przez cały czas poszukuję i sprawdzam też na sobie te, które mogłyby przez odpowiednie żywienie, zdrowy sen czy nastawienie mentalne podwyższyć ludzką energię. Oczywiście tych metod jest bardzo dużo i moglibyśmy o nich napisać osobną książkę, dlatego wspomnę tylko o trzech takich odkryciach, które mogą być dla naszych czytelników inspirujące i które zostały przebadane niejako organoleptycznie na moim organizmie i organizmach sportowców. Pierwsza to spirulina: alga, która ma bardzo wiele witamin, minerałów i dużo białka, i którą praktycznie każdy wielki sportowiec, z którym współpracuję, dosypuje sobie do różnego rodzaju shake’ów, sam nawet czasami posypuję spiruliną sałatkę. Oczywiście w wersji uproszczonej może to być tabletka, w takiej formie występuje głównie spirulina z chlorellą i można ją kupić w bardzo wielu sklepach internetowych. Druga sprawa to yerba mate, czyli rodzaj herbaty, a tak naprawdę wyciąg z ostrokrzewu paragwajskiego, który też już można kupić w marketach, nawet w drogeriach, a który daje więcej energii niż kawa i, co ważne, ta energia nie działa tak jak ta pochodząca z kofeiny, po której mamy skok energetyczny, a potem zejście, tylko przez dłuższy czas. Większość sportowców, z którymi pracuję, pije yerba mate. Ja też od dłuższego czasu nie pijam kawy ani żadnych energetyków, natomiast yerba mate nastawia mnie pozytywnie do rozpoczynającego się dnia. A trzecia sprawa to płukanie ust olejem kokosowym. Nie wiem, czy znasz tę metodę. Ona pochodzi z ajurwedy, ładnie o niej pisze na swoim blogu piękna Polka, niegdyś modelka – Agnieszka Maciąg. Natomiast ja znam ją z samej ajurwedy. Płukanie jamy ustnej olejem kokosowym nie tylko pomaga pozbyć się z niej toksyn i niepożądanych bakterii, ale też doprowadza do wzrostu naszej energii. W ajurwedzie zostało to opisane bardziej filozoficznie, dodano do tego ezoteryczną ideologię, natomiast badania medyczne wykazały, że ta metoda daje wiele pozytywnych efektów i że też w ogóle kwasy tłuszczowe, szczególnie należące do grup omega-3 i omega-6, mogą doprowadzić do wzrostu energii. I powiedziałbym, że to jest nastawienie od ciała ku energii. Natomiast jeżeli ktoś woli pracować umysłem, to myślę, że do uzyskania determinacji warto dążyć, generując nastawienie wynikające z wartości danego człowieka, co często robimy w reprezentacjach albo z olimpijczykami. Otóż odwołujemy się do ich wartości. Jeżeli dla kogoś wartością jest patriotyzm, jeśli wartość stanowi dla niego Polska, jeżeli liczy się to, że reprezentuje nasz kraj, to przypominanie mu o tym raz na jakiś czas spowoduje, że pojawi się energia, bo ten człowiek będzie stale pamiętał, że walczy o coś znacznie ważniejszego niż on sam, a cel, który chce osiągnąć, przerasta go znaczeniem jako jednostkę. Inną motywację, do jakiej się czasem odwołujemy, stanowi rodzina. Wówczas chcemy uświadomić sportowcowi, że to, co robi, będzie miało wpływ nie tylko na jego wynik sportowy, ale też na jego funkcjonowanie w przyszłości, na funkcjonowanie jego rodziny, jego prestiż, no i przychody, które mogą być generowane po odniesieniu znaczącego sukcesu. Nie boimy się korzystać z tych czynników, bo wiemy, że stanowią one dla ludzi istotną wartość. Jeśli taką wartością są pieniądze, budujemy energię na niej, jeśli stanowi nią satysfakcja, tworzymy pozytywne nastawienie na tej wartości, a jeśli tą wartością jest wiara, używamy, podobnie jak Anonimowi Alkoholicy, odniesień do tej wiary, do Boga. te wartości mają sprawić, że człowiek znajduje energię w sobie, że ona pochodzi z jego wnętrza, aby motywacja zmieniła się w determinację. Spójrzmy na przykład na dwana[Samsung5] ście kroków Anonimowych Alkoholików. Metoda ma już kilkadziesiąt lat, a ciągle jest skuteczna i stosuje się ją praktycznie na całym świecie. W siedmiu krokach z dwunastu zawarto odwołania do Boga albo absolutu, jakkolwiek Anonimowy Alkoholik go rozumie. I jeżeli faktycznie pojawia się tu energia związana z przekonaniem, że istnieje jakaś siła wyższa, która mu pomoże, to jakkolwiek ją nazwiemy, nastawienie może dać energię, bez której droga od motywacji do determinacji byłaby dużo trudniejsza do przebycia.

S.: Ponieważ od czterdziestu lat zajmuję się różnymi metodami wpływu i pomagania ludziom, zwykle interesuje mnie to, co powstaje na obrzeżach, na peryferiach, czyli na przykład ludzie, którzy w czasie trwania eksperymentów Milgrama czy Zimbarda powiedzieli doświadczeniom „nie”, co sam Zimbardo opisał dwadzieścia pięć lat później. Swoją teorię o banalności zła stworzył zatem dwadzieścia pięć lat temu, a teorię o banalności dobra dopiero po upływie tego czasu, ponieważ nie mógł znaleźć żadnych cech osobowości, które by decydowały o tym, że ktoś mówi takiemu eksperymentowi społecznemu „nie”. Interesują mnie również ci, którzy odpadli, którym nie można było pomóc metodami dwunastu kroków czy innymi podobnymi. Dlatego też bardzo się związałem z terapeutą uzależnień, który ma podobną pasję, też taką przekorną, żeby pomagać ludziom w inny sposób.

B.: Masz na myśli Roberta Rutkowskiego3?

S.: Tak, Roberta Rutkowskiego. Wspólnie doszliśmy do tego, że moc metody dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików wypływa z tworzenia społeczności nastawionej na wskazanie wyższego celu, w imię którego znajdujemy w sobie determinację, a nie tylko motywację do naszych działań. Poszczególni członkowie grupy zaczynają się nawzajem wspierać, budując zależność konstruktywną w miejsce toksycznej. Ludzie skłonni do popadania w uzależnienia, którzy mają bardzo głęboko zakorzenione wewnętrzne nastawienie czy rodzaj biochemii, nazywane czasem addicted mind (uzależniony umysł), które powoduje te uzależnienia, zamieniają uzależnienie od biochemii alkoholu na uzależnienie od biochemii własnego mózgu, od reakcji na charyzmatycznego przywódcę grupy, konfrontowania się z tą grupą, z jej oczekiwaniami i presją. I dlatego dla niektórych osób, które mają wewnętrzną gotowość i tęsknotę do Boga, do czegoś idealnego, do jakkolwiek pojmowanej siły wyższej, która by je wspierała, może to być dobry sposób. Bo bardzo fajne jest to, że w wielu projektach AA nie mówi się o Bogu, tylko o jakkolwiek pojmowanej sile wyższej, albo „większej“, a to dużo bardziej uniwersalne. Ludzie, którzy mają w sobie predyspozycje do tej tęsknoty, odnajdują w sobie rzeczywistą determinację. Inni natomiast wyzwalają się ze szponów alkoholu, zamieniając go na inne więzy, takie że do końca życia przedstawiają się sobie i światu jako alkoholicy. Według Rutkowskiego jest to największa krzywda, jaką wyrządza się tym ludziom i jednocześnie największa bzdura. Poznał dziesiątki osób, które, choć były alkoholikami, potrafią w kontrolowany sposób się napić i w kontrolowany sposób zabawić. Co nie znaczy, że on te dotychczasowe metody kwestionuje. On tylko pokazuje, że to nie jest dla każdego, że to jest jakby na inny temat, na inną książkę, inną rozmowę. Natomiast wracając do tego, o czym tu mówimy, chciałbym ci powiedzieć, do jakich wniosków doszedłem w wyniku dyskusji z tobą. Otóż doszedłem do wniosku, że klucza do indywidualnych motywacji w sporcie indywidualnym trzeba szukać wyłącznie w sobie, a w sporcie grupowym należy szukać wspólnych mianowników. Zwróć uwagę, że są ludzie, dla których wiodącą motywację stanowi zemsta. Chodzi im zawsze o rewanż za coś, co ich spotkało, ze niedocenienie ich, za niedokarmienie ich poczucia własnej wartości. Znam osoby, które osiągnęły wielkie umiejętności artystyczne, sceniczne czy oratorskie tylko po to, żeby kiedyś ich ojciec zobaczył, jak ludzie biją im brawo.

B.: Albo żeby powiedział: „Jestem z ciebie dumny“, co przez całe życie nie przeszło mu przez gardło.

S.: I nawet nie chciał przyjść na występ swojego syna. Ja o takiej motywacji, często nieracjonalnej, ale niesłychanie determinującej, słyszałem i od muzyków, i od prezesów firm, którzy ciągle mają tego swojego ojca w tyle głowy. Czyli dla kogoś prawdziwą motywacją może być chęć odegrania się, chęć „pokazania komuś, udowodnienia czegoś“.

B.: Jeśli pozwolisz mi na osobistą dygresję, to się trochę przed tobą i przed naszymi czytelnikami otworzę – otóż sam czuję, że do pewnego stopnia realizowałem ten wzorzec, ponieważ kiedy w 1999 roku jako młody chłopak walczyłem o mistrzostwo Polski juniorów w siatkówce, mojego ojca nie było na trybunach i nawet nie obejrzał tego meczu finałowego. A kiedy graliśmy o złote medale z Warszawą, co dla mojej młodej, siedemnastoletniej psychiki było wielkim wydarzeniem, to tym bardziej chciałem udowodnić, że jestem w stanie zdobyć ten medal. Być może chciałem go zdobyć głównie po to, żeby przynieść do domu i pokazać ojcu, że źle zrobił, że nie poszedł na mecz. I pewnie wiele takich przykładów mógłbym przytoczyć, natomiast nie powiedziałbym, że ta chęć „zemsty“ determinowała resztę mojego życia.

S.: Wierzę ci, Kuba. Są też osoby, które motywuje przede wszystkim potrzeba mocy. Takie silne zwierzęta, które odpędzają słabsze od jedzenia czy zdobywają lepszych partnerów seksualnych. Tego rodzaju ludzi stymulują takie wartości jak przywództwo, władza, wywieranie wpływu na innych, rywalizacja, osiągnięcia, moc, power of mind. Dla mnie jednak osobiście wolność, wolność wyboru,  wypowiedzi, działania, jest najwyższą wartością i motywują mnie tylko rzeczy, które mi ją dają. Dlatego przez tyle lat studiowałem zen. Zen mi obiecywał, wciąż obiecuje, wolność od moich własnych myśli.

B.: A spełnił te obietnice?

S.: Zdarza się, że czuję się wolny. A jeżeli czuję się zależny, to w pewnym sensie bawię się tym i jest tak na mocy mojego własnego wyboru. Jestem zazwyczaj na tyle wolny od swoich przeświadczeń, przymusów, zachcianek, nałogów, słabości, że wiem, że to ja mam je, a nie one mają mnie.

B.: Czyli u ciebie  o tyle łatwiej wygenerować determinację, o ile coś, co masz zrobić, pozwoli ci osiągnąć więcej wolności, niezależności?

S.: Tak, o ile to służy wolności. Ale chcę na chwilę wrócić do kwestii ciała. Bardzo ważne było to, co powiedziałeś w momencie, gdy porównywaliśmy święta Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Mówiłeś o tym, jaką wartość mogą mieć spotkania, mityngi motywacyjne, nawet jeśli ich efekt polega wyłącznie na placebo, a ja się z tobą nie zgadzałem i przedstawiłem przeciwko twojej tezie szereg kontrargumentów. Ale potem, po naszej dyskusji, pomyślałem sobie, że częściowo mnie przekonałeś, że dla wielu ludzi to może mieć wartość.

B.: Jako starter.

S.: Uprzytomniłem sobie, że nie można oceniać wartości człowieka, który kupi bilet na spotkanie motywacyjne i znajdzie na nim coś dla siebie, podobnie jak nie można tego robić w przypadku osoby, która w życiu takiego biletu nie kupi albo jeżeli nawet kupi, to szybko z takiego spotkania wyjdzie. Dla mnie, człowieka, którego potrzeba niezależności jest dużo większa niż potrzeba mocy, dla którego niezwykle istotna jest też potrzeba spokoju, takie spotkanie jest po prostu nie na temat.

B.: Nie wpisuje się w twój wewnętrzny porządek.

S.: A jeśli dodasz do tego, jak przykładowo na mityngu Tony’ego Robbinsa, że ludzie dowiadują się, że jest osiem absolutnie limitowanych biletów na bezpośrednie spotkanie z nim w Londynie, gdzie normalnie jeden bilet kosztuje dziesięć tysięcy dolarów, ale osiem pierwszych osób może je kupić za dwa tysiące, i ludzie pędzą, zabijają się, bo udział w takim spotkaniu buduje ich status, to jest to najbardziej wredny zabieg, prawda? Oni nie mają poczucia, że staną się olbrzymami jeszcze bardziej, ale że umocni to ich status.

B.: Zapewne została tu zastosowana zasada niedostępności, o której pisał Cialdini.

S.: Jeden z naszych charyzmatycznych wykładowców, który ma siłę oddziaływania podobną do twojej i którego ludzie bardzo cenią – Rafał Szczepanik – zajmujący się project managementem (bazując na doświadczeniach z organizacji wypraw polarnych i górskich, stworzył cały system motywacji i determinacji), pyta, co byś powiedział koledze w śpiworze obok, którego musisz obudzić i któremu chcesz przekazać, że trzeba iść – jesteś właśnie w ostatnim obozie przed szczytem, gdzie ludzie są przemarznięci, mają zmieniony stan świadomości, a tu trzeba wyruszyć o trzeciej rano, bo odpowiednie warunki atmosferyczne potrwają tylko do południa. I jedni by powiedzieli: „Zawiesisz tam swój proporczyk”, inni: „Zrobisz sobie selfie”, a jeszcze inni – „Obiecałeś to swojej matce”, kolejni: „Zrobisz to dla Polski”, a jeszcze inni: „Nie wyszło ci dwa razy, masz ostatnią szansę”. Wtedy odkrywasz, że każdy człowiek wymaga innego podejścia. No i to jest już podobne do sytuacji kogoś, kto ma zmotywować lekkoatletę.

B.: Właśnie. Na świecie jest ponad siedem miliardów ludzi i ich liczba szybko rośnie, więc pewnie nie znajdziemy uniwersalnego modelu budowania determinacji ani też nie będziemy kusić czytelników wizją, że odkryjemy taki model, który pozwoli każdemu znaleźć determinację.

S.: Znajdziemy go, jeżeli będzie zindywidualizowany.

B.: Niemniej podtrzymuję twierdzenie, że dla niektórych owe „motywacyjne spędy“, jak ty to nazywasz, będą bardzo mobilizujące i bardzo im ułatwią podjęcie pewnych działań, dlatego że wpasowują się dokładnie w ich profil osobowościowy.

S.: I jest to dla nich realne. Bo jak się kształtuje nastawienie? Czasem w oparciu o jedną zasłyszaną gdzieś przypadkiem historię, w oparciu o jedną metaforę, o jedno spojrzenie kogoś, kogo kochamy i bardzo się z nim liczymy, i ten ktoś mówi nam: „Stać cię na to”. I dlatego podczas takich „spędów“ może się ukształtować ten element nastawienia, natomiast nikt tam niczego nie uczy, bo nie sposób nauczyć kogoś czegoś w dwie godziny, czego przyswojenie normalnie trwa kilka tysiące godzin. Jak potem budować system tego, co Jim Collins nazwał „dwudziestomilowym marszem”? W kolejnej po Od dobrego do wielkiego świetnej książce Wielcy z wyboru Collins opisuje liderów i ich firmy, którzy utrzymują zrównoważony wzrost niezależnie od koniunktury, pomimo zewnętrznych turbulencji i wewnętrznych trudności. Porównuje ich działanie do wypraw polarnych, zdobywania szczytów wielotysięczników czy ekstremalnych rejsów, w których każdego dnia realizuje się ten sam odcinek, wykonuje te same czynności i rytuały, w tym samym tempie, niezależnie czy trasa jest z góry, czy pod górę, z wiatrem czy pod wiatr, czy mają nadwyżki czasu i energii, czy może ich deficyt. W ten sposób materializuje się nastawienie, któremu poświeciliśmy w tym rozdziale tyle uwagi.”

 

1. Tak postawionemu celowi, purpose, poświęcona jest nowa książka Kevina Murraya Ludzie z poczuciem celu, JS & Coo. Dom Wydawniczy, Warszawa 2017.

2. Rhonda Byrne, Sekret,  Wydawnictwo Nowa Proza, Warszawa 2010.

3. Zobacz:Robert Rutkowski, Oswoić narkomana,  Wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa 2016.

 

Jakub B. Bączek i Jacek Santorski, Determinacja, JS & Co Dom Wydawniczy, Warszawa, 2017.