Nadkonfrontacja

"Nadkonfrontacja" to dwunasty felieton z serii pt.: "Przebić tę kopułę", autorstwa dr hab. nauk społecznych i Wykładowcy APP, Ryszarda Praszkiera:
"Dokonaliśmy rzeczy wspaniałych, możemy być z siebie dumni. A jednak czegoś brakuje. Umiemy wspaniale naśladować wzorce funkcjonowania organizacji, konferencji, prezentacji. Świetnie odtwarzamy to, co wyobrażamy sobie, że jest „zachodnie” i, dzięki temu, osiągamy to, co jest do osiągnięcia. Ciągle wszakże jeszcze nie idzie nam osiąganie nieosiągalnego. Nie jesteśmy liderami w kreowaniu nowych rozwiązań czy nowych pomysłów dla świata. Opanowaliśmy do perfekcji wnętrze „niewidzialnej kopuły”, ale nie umiemy jej przebić Co tworzy tę kopułę? I jak się przez nią przebić?..."

Mamy problem – to go rozwiązujmy. Słyszałem różne określenia: „młotkujmy, póki nie wymłotkujemy”, „nie spocznij, póki nie znajdziesz rozwiązania”, „nie rób uników i konfrontuj się z problemami”, „wszystkie ręce na pokład”, „siedzimy póki nie rozwiążemy”, itp. Wysiłek i bezpośrednie „zaatakowanie” problemu są spostrzegane jako cechy pozytywne, a „robienie uników” – negatywne. Oczywiście, różne rozwiązania można „wymęczyć” czy „wydusić” jak pastę z tubki. Z drugiej strony – stała presja, zmęczenie, pot spływający z czoła – nie sprzyjają kreatywności, a wręcz ją tłumią. Jak pisałem w felietonie „Nadrealność” – dystans pomaga, zarówno dystans fizyczny, ja i czasowy – a szczególnie – dystans psychiczny. Pisałem o roli metafor czy fantazji sterowanych w uzyskiwaniu dystansu. Chodzi bowiem o to, by wyzwolić się z presji psychologicznej, by mózg czuł się wolny, plastyczny i radosny (patrz felieton „Nadlogiczność”). Niektórzy konsultanci biznesowi idą jeszcze dalej: z im większym zespół boryka się problemem, tym bardziej odrywają go od tego problemu i angażują w… pisanie wierszy haiku. Haiku to japoński XVII–wieczny mini–wiersz, mający 3 linijki o strukturze 5 – 7 – 5 sylab. Poniżej kilka przykładów (pochodzących ze strony Salon24):

Strach na wróble

na wielkim kapeluszu

gruchają gołębie.

Bukiecik fiołków

na ławeczce pod bzem

różowe okulary.

Halina Ewa Olszewska

Po nocnej ulewie

we wszystkich kałużach

wschodzące słońce.

Ptaki na niebie

hen! za horyzont

biegną źrenice.

Iwona Danuta Startek

Członkowie zespołu są poproszeni o pisanie swoich indywidualnych haiku, najlepiej o przyrodzie (nie mogą w żadnym razie tyczyć pracy). Następnie po kolei odczytują swoje wierszyki. Po chwili kontemplacji – wracają do rozwiązywania problemu. Okazuje się, że przestają być zawładnięci obsesyjnym zaangażowaniem, a zamiast tego widzą problem z dystansu, są znacznie bardziej elastyczni, mają nowe pomysły, bawią się rozwiązaniami, co wspomaga kreatywność zarówno indywidualną, jak i zespołu. Trudno w to uwierzyć, ale nawet czołowe pismo ekonomiczne The Economist pisało o znaczeniu haiku w biznesie.

Zaczynacie się oswajać z pozytywną rolą – tak krytykowanego – „robienia uników”? Swojego czasu byłem współautorem artykułu, który w tytule mówił o mądrości omijania problemów (Praszkier, R., Nowak, A. & Coleman, P. (2010). Social Entrepreneurs and Constructive Change: The Wisdom of Circumventing Conflict. Peace and Conflict: Journal of Peace Psychology, 16: 153–174). Chodziło o trudne sytuacje, z którymi wielu konfrontowało się bezpośrednio, ale bez rezultatów – natomiast „obejście problemu dookoła” przynosiło pożądany efekt. Ot, przykład z kenijskich slumsów, gdzie nikt nie dbał o higienę i gdzie – w związku z tym – narastało zagrożenie epidemiologiczne. Próby edukacji, narzucania czy namawiania do higieny, choć bardzo kosztowne – to niezmiennie spełzały na niczym. W tej sytuacji młody architekt, David Kuria zainicjował zabawę z grupami mieszkańców w rysowanie idealnych toalet. Po serii spotkań, kiedy uczestnicy zaczęli się przywiązywać do swoich rysunków, David zebrał wszystkie szkice, zrobił na ich podstawie projekt architektoniczny i spytał mieszkańców czy chcą mieć taką toaletę. Taaaak! – odkrzyknęli. No to sobie zbudujcie – odpowiedział David – macie wśród siebie stolarzy, murarzy, oraz wiele surowców do pozyskania z odpadów. I tak – niemal bez żadnych inwestycji – powstała piękna, wypieszczona, publiczna toaleta, która stała się dumą mieszkańców i centralnym punktem spotkań; powstały liczne pomysły na ochronę i utrzymanie toalety, na przykład wynajmowanie ścian na reklamy, stanowiska czyszczenia butów, itp. Pojawiła się moda na czystość. Dotychczasowe próby bezpośredniego konfrontowania się z problemem spotykały się – z jednej strony – z oporem mieszkańców (jako obce i narzucane), z drugiej – były bardzo kosztowne. Zaniechanie konfrontacji z mieszkańcami slumsów i obejście problemu poprzez zabawę z rysunkami – spowodowało utożsamienie się mieszkańców z ideą czystej, pięknej toalety i zapoczątkowało proces myślenia biznesowego (jak utrzymać toaletę) oraz modę na czystość.

Inny przykład: Żegocina, jedna z gmin województwa małopolskiego, pod koniec lat 90. pozostawała zdecydowanie w tyle za resztą Polski. Próbowano poprawić sytuację działaniami bezpośrednio nacelowanymi na kryzys, zatrudniając różnych ekspertów i doradców. Działania te były kosztowne, rujnujące dla budżetu… i kompletnie nieskuteczne. Rosła frustracja, poczucie niemocy i agresja. W końcu nastąpił rozpad na dwie gminy, w wyniku czego Żegocina została już bez żadnej infrastruktury. Ludzie byli bezradni i zrezygnowani; pod sklepem z piwem gromadzili się dość agresywni młodzi ludzie, budzący strach wśród mieszkańców. W tej sytuacji wójt zaprosił do pomocy młodą absolwentkę studiów ekonomicznych, Dagmarę Bieńkowską. Dagmara zaczęła od poznawania specyfiki „od wewnątrz”: mieszkała w kolejnych domach, jadła regionalne potrawy, rozmawiała z ludźmi, też z chłopakami spod sklepu z piwem – starając się wyczuć ich ukryte tęsknoty, marzenia i potencjały. Po miesiącu, w czasie spotkania pod sklepem, powiedziała, że mieszkając u rodziców i dziadków, podziwia ich tradycyjne potrawy, warte zapamiętania. Zaproponowała w związku z tym, by chłopcy zaczęli chodzić po domach i spisywać księgę kucharską gminy Żegocina. Powstała pierwsza, najpierw powielaczowa wersja tej książki, zdobywając sobie uznanie na różnych konferencjach. Szybko wydano wersję ze lśniącymi okładkami, która świetnie się sprzedawała, a część zysku przeznaczono na edukację dzieci. Pierwszy własny sukces rozbudził nowe inicjatywy, powstawały małe bary, potem restauracje i biznesy. Ludzie uwierzyli w siebie, podejmując współpracę, darząc się zaufaniem i łącząc siły także i w innych przedsięwzięciach. Wkrótce rozwój ekonomiczny gminy Żegocina przerósł w rozwoju ekonomicznym gminy sąsiednie. Odbywało się to siłami własnymi społeczności, niejako oddolnie, bez wielkich nakładów, czy dotacji.

Zarówno w slumsach koło Nairobi jak i w gminie Żegocina stało się coś podobnego: zamiast konfrontować się bezpośrednio z problemem – zastosowano jego obejście – w tym drugim wypadku – wspólnie pisaną księgę kucharską, która wyzwoliła inne inicjatywy i chęć do współpracy. A przede wszystkim – wyzwoliła kreatywność mieszkańców. Interwencje Davida i Dagmary były delikatne, oboje szybko się wycofali, zostawiając sukcesy i ich medialne nagłośnienie – w rękach mieszkańców. Dzięki obejściu problemu – on sam się rozwiązał, jednocześnie wyzwalając ludzką kreatywność.

Oczywiście, sporo problemów daje się rozwiązać bezpośrednio. Wszakże te bardzo trudne, wydawałoby się – nie do rozwiązania – wymagają świeżego spojrzenia i kreatywności. A niekiedy – wymagają przebicia jakiejś kopuły. Wtedy – zrób krok do tyłu, pisz haiku i szukaj czegoś „obok” (takiego jak wspomniane rysunki idealnych toalet czy księga kucharska); czegoś, co byłoby łatwe do realizacji, i zapoczątkowało proces wyzwalania wielkiej mocy – mocy ludzkiej kreatywności.