Aikido a zarządzanie umysłem – Fragment książki “Życiowe Aikido” Jacka Santorskiego, Pawła Bernasia i Pawła Olesia

Aikido a zarządzanie umysłem

Pisząc książkę “Życiowe Aikido” chcieliśmy, żeby służyła wszystkim tym, którzy postępując zgodnie z zasadą AI – harmonii i wykorzystując swoją siłę – KI – w umiejętny sposób, podążając prostą drogą – DO – w kierunku sukcesów w komunikacji, zarządzaniu czy sprzedaży. Poniżej fragment jednego z jej rozdziałów.

Twórca terapii Gestalt Frederic Perls mówił zawsze, że życie każdego człowieka toczy się na dwóch scenach – wewnętrznej i zewnętrznej. To stwierdzenie znajduje również zastosowanie w zarządzaniu sobą. Jednym z najważniejszych odkryć w życiu, którym chętnie dzielę się podczas coachingu i consultingu z menedżerami i przedsiębiorcami, jest praktyka mindfulness. A to przecież nic innego jak Aikido w naszym teatrze wewnętrznym…”

I znowu mogę podać przykład. Otrzymałem kiedyś zlecenie, by przygotować najwłaściwszy sposób zakomunikowania lekarzom, że na rynku pojawiło się nowe rozwiązanie medyczne. Chodziło o informację, że innowacyjny lek na pewną chorobę jest znacznie skuteczniejszy niż inne dostępne środki, ale pod warunkiem, że zostanie szybko podany. W związku z tym w naszej prezentacji należało zbudować przekaz, który odwołuje się do poczucia odpowiedzialności lekarzy. I trzeba im było wytłumaczyć, że decyzja o podaniu leku będzie miała kluczowe znaczenie w pierwszym roku choroby. 

Byłem już dość zaawansowany w przygotowaniach projektu, gdy nagle zadzwonił do mnie zleceniodawca i powiedział: “Słuchaj, właśnie ci wysłałem kolejne slajdy, które dostaliśmy z centrali. Byłbym wdzięczny, gdybyś swoje pomysły oparte na tym zawarł w 2–3 slajdach, najlepiej po angielsku, i przesłał je do jutra. Całość będzie i potrzebna za tydzień.

Sytuacja zmiany briefu jest dość częsta w pracy  działami i marketingu lub PR i zawsze jest źródłem stresu. Szybko zastanowiłem się, czy zdążę i powiedziałem: “Proszę bardzo, właśnie układa mi się pewna koncepcja”. A wtedy on dodał: “Ta idea walki z czasem jest bardzo ważna. Pacjent w zaawansowanym stadium choroby zaczyna mieć poczucie, że czas przecieka mu przez palce, a ma przecież do spłacenia kredyty, ma jakieś trudne sprawy do załatwienia. Wysłałem ci kolejne materiały na ten temat.”

I wtedy pomyślałem: “Co on opowiada? Przecież poprosił mnie o stworzenie takiego sposobu komunikowania, który opiera się na fakcie, że pierwszy rok jest krytyczny – wtedy bowiem lek najlepiej pomaga. A teraz okazuje się, że owszem, chodzi o czas i o szybkość, ale w odniesieniu do człowieka, któremu życie umyka, a musi przystosować się do zmian. To też ma sens, ale zupełnie inny”.

Słuchałem mojego klienta, który z dużym zapałem nadal referował mi nowe ujęcie sprawy, i jednocześnie przyglądałem się swoim myślom: “Co on mi teraz opowiada? Niech się zdecyduje, już kolejny raz zmienia brief z dnia na dzień”. Z innego kąta świadomości dotarł do mnie głos “buntownika”: “Powiedz mu, że tego nie zrobisz, masz dosyć zleceń”. I wtdy zorientowałem się, że jestem osaczony. Po pierwsze – przez niego, po drugie – przez moje myśli. Jednym słowem – poczułem irytację. 

Co robić w takiej sytuacji? Pierwszą rzeczą jest oddech brzuszny – swobodne wypuszczanie powietrza. Potem przychodzi kolejna myśl: “Wyjdź z pokoju, gdzie są jeszcze 3 inne osoby, które ci się zaczynają podejrzliwie przyglądać. Idź do swojego gabinetu”. Tak zrobię. Mój wewnętrzny doradca zaczyna przejmować kontrolę nad sytuacją, ja biorę kolejny oddech i podejmuję decyzję: “ Jeszcze przez chwilę będę go słuchać (z łagodnym wydechem), pozwolę myślom, by biegły swobodnie, a potem w odpowiem momencie skoryguję przebieg tej rozmowy”. 

Klient mówi dalej, moje myśli płyną, a ja siedzę, oddycham i przyglądam się im. W pewnej chwili wychwytuję kolejną destruktywną myśl, że “ten człowiek jest jak zawsze niepoważny”. Obejmuję tę myśl szczególną uwagą. Czuję się z nią tak, jakbym schodził z pola przeciwnikowi i zorientował się, że on co jakiś czas kopie mnie boleśnie w łydkę. I wiem, że muszę coś z tym zrobić. Więc – tak jak na macie – łapię go za nogę, mocno pociągam za sobą, on upada, ja robię przewrót i destabilizuję sytuację.

Wszystko pięknie, ale mój dialog wewnętrzny nie był jednak polem walki – to ja wiedziałam go tak w mojej wewnętrznej przestrzeni. Postanowiłem wziąć pod uwagę tylko tę jedną myśl i skupić się na niej. Dopóki będę myślał, że mój klient jest niepoważny, dopóty będę utwierdzał się w przekonaniu, że on naprawdę taki jest. Muszę więc natychmiast objąć uwagą tę myśl  i coś z nią zrobić – tak jak w AIKIDO  pojmuję i przekierowuje energię. 

I nagle olśnienie. Mówię “To, co i teraz przedstawisz, jest nie w pełni spójne z tym, co od ciebie poprzednio dostałem, jednak też jest ciekawe, bo pozwala rozszerzyć cały model. W związku z tym przerwijmy teraz rozmowę, napisz mi w postaci kilku slajdów, co ma być esencją przekazu.” Na co on: “Przecież na początku rozmowy powiedziałem, że wysłałem ci 4 slajdy.”

Sęk w tym, że ja tego wtedy nie usłyszałem, a slajdów nie zauważyłem. Okazało się, że sam popełniłem błąd, bo wdałem się w rozmowę, którą on przygotował, wysyłając mi slajdy, a ja ich nie uwzględniłem. Stałem się niewolnikiem osaczonym przez mnóstwo drobnych ciosów – ponieważ mój własny sąd, że klient jest niepoważny, potraktowałem jak kopanie mnie w ogień. Sam sobie przykopywałem. 

Udało mi się w końcu ten błąd wychwycić, ponieważ pozwoliłem, by moje myśli płynęły. A gdy już nie mogłem zejść z pola, przekierowałem energię w stronę właściwego rozwiązania. To jest właśnie zarządzanie własnym umysłem w rozmowie. A efekt? Połączyłem nowe pomysły mojego klienta ze swoimi starymi i zrobiliśmy razem świetny model. Lekarze byli zachwyceni. On do dziś nie ma pojęcia, że spokojnie i rzeczowo z nim rozmawiając, odbyłem małe randori w mojej głowie. 

Każdego dnia przypominam sobie, że mogę traktować swój umysł jako rzekę, nad którą siedzę. Nie wskakuję do tej rzeki, nie uciekam od niej, nie przyspieszam też jej biegu. To nie mój umysł ma mnie, to ja go mam. I to łagodne ćwiczenie “obserwacji wewnętrznej rzeki”, które powtarzam co rano od kilkudziesięciu lat, powoduje że później w czasie trudnej rozmowy mogę wszystko opanować – również niepotrzebną arogancję. 

Jacek Santorski, Paweł Olesiak i Paweł Bernaś, Życiowe aikido, JS & CO Dom Wydawniczy, 2011.