Czy lider może być szczęśliwy?

Adam Aduszkiewicz, doświadczony coach, przedsiębiorca, terapeuta, a zarazem doktor filozofii, o sile napędowej wybitnych liderów.

—Czy lider może być szczęśliwy?

—Może—odpowiada Mihaly Csikszentmihalyi, w swej książce „Leadership, Flow, and Making of Meaning”, —ale nie zawsze. Lider może spalać się w zabiegach o wykonanie wskaźników budżetowych. Może wygrywać kolejne potyczki z Radą Nadzorczą, skutecznie gasić pożary. Ale te wygrane nie dają szczęścia, Co najwyżej chwilę ulgi.

Jednym z pozytywnych bohaterów książki jest Anita Roddic, twórczyni znanej również w Polsce marki i sieci sklepów The Body Shop. Roddic potrafiła otworzyć spotkanie z inwestorami finansowymi mówiąc: „Myślę, że nie planujemy wielkiego wzrostu w przyszłym roku. Chcemy tylko dobrze się bawić” (żebyście wdzieli, jak pobledli, opowiadała później swoim słuchaczom). Oczywiście gdy inwestorzy ochłonęli i zajrzeli do wyników firmy ich samopoczucie wracało do normy, ale to nie ich dobrostan był siłą napędową charyzmatycznej liderki The Body Shop. Poszukując źródeł tej siły Csikszentmihalyi przeprowadził wywiady z kilkudziesięciu wybitnymi szefami amerykańskich i globalnych korporacji. I ustalił, że wybitni liderzy, którzy o swojej pracy opowiadają, jako o doświadczeniu optymalnym, przepływie (flow) życiowym spełnieniu, czy jakkolwiek jeszcze nazwać to uczucie, charakteryzują się pięciu cechami: optymizmem, integralnością, ambicją połączoną z wytrwałością, ciekawością i empatią.

Zatrzymajmy się przy optymizmie. Czyżby najlepsi liderzy wyróżniali się niezmąconą wiarą w to, że zawsze jakoś to będzie, że mimo błędów i przeciwności losu uda się wyjść na prostą? Nie, optymizm, jako postawa życiowa to coś zupełnie innego. To głębokie poczucie wartości własnego życia i idące za nim przekonanie, że warto dać z siebie wszystko, żeby życia nie zmarnować. Pesymista sądzi, że jego życie jest ponurym przerywnikiem w dziejach świata i że nie warto o nie szczególnie zabiegać. Natomiast postawę rozmówców Csikszentmihalyi’a doskonale oddaje wypowiedź Christine Comaford Lynch, business woman, szefowej kilku firm, coacha, autorki książek o zarządzaniu i przywództwie: „Gdy umrę, Bóg, Budda, Allah, ktokolwiek, gdzieś tam powie „dałaś czadu siostro!” I przybije mi piątkę. „Dałaś czadu w tym wcieleniu, to była dobra robota, wow”, bo myślę, że życie, jest prawdziwym darem”.
Csikszentmihalyi odwołuje się do różnych badań na temat doświadczenia optymalnego. Jedno z nich dowodzi, że ludzie, którzy doznali tragicznych wypadków: stracili wzrok, zostali sparaliżowani itp., przez kilka miesięcy cierpią, ale później wracają do zwykłego dla siebie poziomu szczęśliwości. W pewnym sensie podobnie rzecz ma się z tymi, którzy nagle stali się bogaci bo np. wygrali na loterii. Oni również przez kilka miesięcy czują się inaczej niż zwykle, a później wracają do zwykłego dla siebie poziomu zadowolenia lub niezadowolenia z życia (o ile nie czują się gorzej niż przed wygraną). Badacze zorientowani na uwarunkowania genetyczne uważają, że to dowód na to, że ludzie mają zadany poziom szczęśliwości. Csikszentmihalyi powie, że istotą rzeczy jest to, czy ktoś chce dać z siebie wszystko, by osiągnąć ważny dla siebie cel. Historie ludzi, którzy trafili szczęśliwy los na loterii nie tyle dowodzi banalnej prawdy, że pieniądze szczęścia nie dają, co tego, że nie daje go wygrana, która uwalnia od trudu zabiegania o cokolwiek. Wielu ludzi dotkniętych nagłym kalectwem podejmuje ciężką pracę by mimo niesprawności żyć pełnią życia. I podobnie wielu ludzi, którym manna spadła z nieba ulega pokusie korzystania z przyjemności życia. Jak sądzicie, pyta Csikszentmihalyi, kto doznaje większej satysfakcji: wspinacz, gdy z otartą skórą na dłoniach, w porywach zimnego wiatru pokonuje kolejne metry na skalnej ścianie, czy gość, który leniwie sączy drinka pod palmą nad ciepłym morzem. Biznes zna obie postawy: jedni twierdzą, że liczy się tylko zysk, drudzy, że liczy się coś zupełnie innego. Pierwsi szukają przyjemności, którą da im korzystanie z zarobionych pieniędzy, drudzy widzą w tworzeniu i rozwijaniu organizacji szansę na realizację celów znacznie wykraczających poza rutynę codziennego życia. Dążenie do przyjemności, pisze Csikszentmihalyi, jest potężnym motywatorem, ale przyjemność jest siłą konserwatywną, szukamy przyjemności, bo chcemy osiągnąć równowagę, komfort i relaks. Doświadczenie optymalne pojawia się wtedy, gdy porzucamy strefę komfortu, burzymy równowagę i angażujemy w stu procentach nasze fizyczne i psychiczne możliwości. Jak powiedział kiedyś Steve Jobs zatrudniając jednego ze swych najważniejszych współpracowników: „Chcesz do końca, życia sprzedawać słodzoną wodę (chodziło o Pepsi Colę), czy może wolałbyś zmieniać świat?”
Na temat każdej z cech wybitnego lidera wymienionych przez Csikszentmihalyi’a zapisano już wiele stron. Ale optymizm, jako afirmacja własnego życia, powinien być zawsze na szczycie listy tych rzeczy „które robią najlepsi liderzy i których ty powinieneś się od nich nauczyć”.

Słowem wybitne przywództwo, to przywództwo, które staje się doświadczeniem optymalnym. Takie przywództwo wymaga spełnienia ważnego warunku. Jeden z rozmówców Csikszentmihaly’a, biznesmen i autor cenionych książek na temat przywództwa Max DePree, mówi, że o ile management (zarządzanie) polega na udzielaniu odpowiedzi, to przywództwo jest pochodną pytań. Najważniejszym pytaniem dla lidera jest: „Kim chcę się stać?” Nie: „Co zamierzam zrobić?” lecz „Kim chcę się stać?” Lider, który nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie nie będzie zdolny do sformułowania spójnej wizji organizacji, której przewodzi. Nie będzie do tego zdolny, dopóki wizja nie będzie wyrażała jego podstawowych wartości i tożsamości. Kto chce być liderem musi wyrobić sobie nawyk pytania samego siebie o to, jakie sprawy są dla mnie najważniejsze? Jakich ludzi najbardziej podziwiam? Kim na pewno nie chcę się stać? W przypadku jakich wartości nie pójdę na żaden kompromis? Siłą napędową, dzięki której wybitni liderzy są zdolni tworzyć wielkie organizacje jest głęboka świadomość własnego powołania.

W życiu liderów, z którymi rozmawiał Csikszentmihalyi liczą się trojakie powołanie: po pierwsze, żeby po prostu być najlepszym w tym, co się robi. Lista liderów, którzy startowali bez środków finansowych, ale za to z mocną wizją zrobienia czegoś unikalnego nie ma końca, pisze Csikszentmihalyi – od Henry’ego Forda do Hewlett’a i Packard’a,  od Ross’a Perot’a po Billa Gates’a. Po drugie, żeby pomagać ludziom, zmieniać na lepsze ludzkie życie poprzez swoje produkty. A po trzecie, budować lepszy świat. I znowu, lista upadłych firm, w których menedżerowie stawiali sobie na biurkach kartkę z napisem „chciwość jest dobra” nie ma końca. Ale to nie o nich mówimy z podziwem, nie ich twórcy cieszą się szacunkiem i sukcesem finansowym. Cieszą się nimi ci, którzy, jak banalnie by to nie brzmiało chcieli po prostu zmienić świat.