Nadpowaga

"Nadpowaga", felieton z serii pt.: "Przebić tę kopułę", autorstwa dr hab. nauk społecznych i Wykładowcy APP, Ryszarda Praszkiera.
"Dokonaliśmy rzeczy wspaniałych, możemy być z siebie dumni. A jednak czegoś brakuje. Umiemy wspaniale naśladować wzorce funkcjonowania organizacji, konferencji, prezentacji. Świetnie odtwarzamy to, co wyobrażamy sobie, że jest „zachodnie” i, dzięki temu, osiągamy to, co jest do osiągnięcia. Ciągle wszakże jeszcze nie idzie nam osiąganie nieosiągalnego. Nie jesteśmy liderami w kreowaniu nowych rozwiązań czy nowych pomysłów dla świata. Opanowaliśmy do perfekcji wnętrze „niewidzialnej kopuły”, ale nie umiemy jej przebić. Co tworzy tę kopułę? I jak się przez nią przebić?..."

Jesteśmy serio. A przynajmniej w czasie pracy. Szczególnie przy planowaniu czy rozważaniu sytuacji kryzysowych. Oczywiście, wieczorami, szczególnie w piątek i w sobotę pozwalamy sobie na różne szaleństwa, więc zabawa i humor nie są nam obce. Ale w pracy? W pracy ma być poważnie, cicho, spokojnie i bez wygłupów. Tak przecież jest na świecie, i tak powinno być i u nas. Czego ja się czepiam? A czepiam się rzeczywiście.

Otóż nie ma mowy o kreatywności w świecie powagi. Einstein napisał, że kreatywność to inteligencja, która się raduje. Tak jest po prostu skonstruowany nasz mózg: zabawa, radość i taniec otwierają go na nowe; powaga — zamyka i wpycha w utarte koleiny myślowe. Chcemy kreatywności, mówimy o niej na konferencjach, a robimy wszystko, by ją zdusić. Cały „cymes” tkwi bowiem w plastyczności mózgu, czyli w jego gotowości do tworzenia nowych połączeń neuronalnych. Im starsi jesteśmy, tym większy mamy „bank” starych ścieżek łączenia się grup neuronów w odpowiedzi na znane bodźce. To wielki skarb — nie musimy wszystkiego uczyć się — jak niemowlę — od zera. Jednocześnie to wielkie obciążenie dla otwartości mózgu na nowe. Dobra wiadomość jest taka, że całkiem niedawno odkryto, że do końca życia nie zanika zdolność do tworzenia się w mózgu nowych połączeń neuronalnych (plastyczność synaptyczna), a nawet — zdolność do generowania nowych neuronów (plastyczność neurogenetyczna). Tyle tylko, że z wiekiem coraz trudniej te Boże dary uruchomić. Jak zrobić, by mózgowi „się chciało” porywać na nowe, gdy ze starym jest całkiem dobrze, bo stare nie wymaga wysiłku?

Na pewno poważne zebrania i główkowanie w pocie czoła nie pomagają — to przecież mózg dobrze zna. Najwyżej można pobudzić myślenie konwergencyjne (logiczne, jak rozwiązywanie zadań matematycznych — kiedy jest tylko jedno rozwiązanie i trzeba je odkryć). Ale problemy rzadko bywają logiczne, z jednym eleganckim rozwiązaniem. Najczęściej przecież chodzi o znalezienie jakiejś nowej, nieznanej ścieżki, a to już wymaga myślenia dywergencyjnego, a więc takiego, w którym możliwe są dziwne skoki i łączenie zupełnie odległych, nie powiązanych ze sobą zjawisk — a tego się nie da dokonać bez zupełnie nowych, zaskakujących połączeń neuronalnych.

A jak to się ma do radości? Otóż w plastyczności chodzi nam o to, by mózg miał tendencję do tworzenia nowych połączeń między neuronami. A często te neurony są odległe, więc połączenia odbywają się przy pomocy neuroprzekaźników — takich neurohormonów, które — z jednej strony przenoszą informacje, a z drugiej — pełnią różne ważne funkcje w organizmie. Takimi neuroprzekaźnikami są na przykład dopamina (hormon radości) i endorfina (hormon dobrego samopoczucia, a nawet — euforii). Im więcej takich połączeń, tym więcej neuroprzekaźników dopaminy i endorfiny i — w rezultacie — więcej radości. I odwrotnie — atmosfera radości sprzyja wytwarzaniu większej ilości dopaminy i endorfiny, czyli właśnie tych neuroprzekaźników, które łączą neurony. I rzeczywiście — badania najbardziej twórczych ludzi pokazały, że oni się po prostu radują. Każdą swoją kolejną nową ideę przeżywają tak jakby w euforii. W sumie — żyją możliwie radośnie. Z drugiej strony wydaje nam się, że bardziej światowa jest powaga w pracy, zebrania na serio, ciche lub zbiorowe główkowanie. Owszem, w ten sposób można rozwiązać zadania „logiczne”. Ale kiedy wszystko dookoła jest zmienne i nieprzewidywalne, kiedy chodzi o znalezienie jakiejś dobrej ścieżki dla naszych projektów, kiedy chcemy stworzyć coś zupełnie nowego – wtedy powaga dusi kreatywność. A przecież w większości naszych biur (w biznesie czy sferze społecznej) panuje atmosfera cichej, wytężonej pracy, a nie — radości i zabawy.

No dobrze, a co powiecie na to: młody Dennis Bakke z kolegą, w czasie jazdy samochodem, doszedł do wniosku, że w pracy powinna być najważniejsza radość. Postanowili więc założyć firmę, której najwyższą wartością jest radość w pracy. Ta „napędzana radością” firma (AES) zatrudnia obecnie 40 000 pracowników w 31 krajach, ma roczny dochód w wysokości $8.6 miliarda i znajduje się na liście „Fortune 500” największych biznesów na świecie. Dennis Bakke napisał o tym książkę – z wszystko wyjaśniającym tytułem „Radość w pracy” (Joy at Work). Ciekawe, w Dolinie Krzemowej architekci budują „biura radości”, na przykład Google wprowadził dla dorosłych pracowników zjeżdżalnię z wyższego na niższe piętro, taką jak na dziecięcym placu zabaw. A przecież jeżeli korporacje wydają ciężkie pieniądze na nową architekturę, to nie dla draki, a dla zwiększenia kreatywności! Po prostu wykryli, że radość prowadzi do nowatorskich rozwiązań, przebijających przysłowiowa kopułę.

Wierzę więc, że im poważniejsza jest sprawa, tym więcej wymaga zabawy i radości. I odwrotnie: im poważniej chcemy się zabrać do szukania nowych rozwiązań, tym mniej będziemy kreatywni. Wyobrażacie sobie więc jak bardzo się ucieszyłem, gdy po jednym z moich wykładów dostałem mejla od słuchacza mówiącego, że firma, w której pracuje otworzyła cały dział oraz wysoko eksponowane stanowisko Głównego Dyrektora do Spraw Radości w Pracy. Mało tego, okazało się, że we wrześniu 2019 odbyła się w Krakowie wielka konferencja poświęcona radości w pracy, oraz że coraz więcej firm zaczyna wprowadzać tę ideę. Życzę dobrej zabawy!