"Nadsportowość" to dziewiąty felieton z serii pt.: "Przebić tę kopułę", autorstwa dr hab. nauk społecznych i Wykładowcy APP, Ryszarda Praszkiera:
"Dokonaliśmy rzeczy wspaniałych, możemy być z siebie dumni. A jednak czegoś brakuje. Umiemy wspaniale naśladować wzorce funkcjonowania organizacji, konferencji, prezentacji. Świetnie odtwarzamy to, co wyobrażamy sobie, że jest „zachodnie” i, dzięki temu, osiągamy to, co jest do osiągnięcia. Ciągle wszakże jeszcze nie idzie nam osiąganie nieosiągalnego. Nie jesteśmy liderami w kreowaniu nowych rozwiązań czy nowych pomysłów dla świata. Opanowaliśmy do perfekcji wnętrze „niewidzialnej kopuły”, ale nie umiemy jej przebić Co tworzy tę kopułę? I jak się przez nią przebić?..."
Wyobraźcie sobie taką sytuację: prowadzę wykład dla ponad 100 osób. W którymś momencie proszę o podejście kilkoro woluntariuszy. Mówię im, żeby wyciągnęli do przodu rękę, zrobili (nie ruszając ręki) skręt ciała tak daleko, jak tylko to możliwe – do granicy bólu czy niewygody. Proszę, by zauważyli jak daleko mogą się obrócić, i zaznaczyli w pamięci punkt na ścianie, na który wskazuje ręka. Następnie proszę o powrót do pozycji wyjściowej i zamknięcie oczu. Proponuję, by z zamkniętymi oczami wykonali w wyobraźni kilka zestawów ruchów. Wszyscy milczą, rośnie napięcie. Ochotnicy wykonują w myślach specyficznie dobrane ruchy. Po pewnym czasie proszę o otworzenie oczu i powtórzenie testu: jak daleko mogą dokonać skrętu? Wyciągnięta – tak, jak poprzednio – ręka pokazuje punkt na ścianie. Pytam, czy coś się zmieniło. W 80% przypadków ten punkt jest teraz znacząco dalej. Zdumieni słuchacze zastanawiają się co to za magia czy hipnoza: bez żadnych ćwiczeń fizycznych osiągnęli lepsze rezultaty!
Wyjaśniam: To żadna magia. Aby zwiększyć zakres ruchu zwykle nie trzeba bolesnego naciągania mięśni czy siłowego nadużywania stawów. Ograniczenia często są zapisane nie w mięśniach, ale w mózgu (Wg. teorii Feldenkraisa, zobacz jego książkę „Świadomość poprzez ruch”). Po prostu korzystamy ze znanych i zapisanych w mózgu schematów różnych ruchów. Te zapisane schematy mają swoją dobrą stronę: dzięki nim nie musimy zastanawiać się nad każdym ruchem (najprostsze sięgnięcie po kubek składa się z zaangażowania i zharmonizowania znacznej ilości mięśni i stawów tułowia, przedramienia, dłoni, palców, itp.). Część tych schematów powstało wokół jakichś urazów: coś nas bolało, specyficzny sposób poruszania łagodził ból, ale też pozostał długo po jego ustaniu. Zamiana schematów wymaga otworzenia się mózgu na nowe połączenia neuronalne (plastyczności), a to można uzyskać właśnie poprzez jakąś niespodziewaną sekwencję ruchów, realizowaną w sposób delikatny, bez bólu czy nawet wysiłku, chociaż przyzwyczajeni jesteśmy do poglądu, że na poprawę osiągnięć trzeba się nieźle napracować. W skrajnym przypadku – może to być sekwencja realizowana w wyobraźni.
Oto przykład: Stań prosto. W trakcie wykonywania ćwiczeń pozostań wyprostowany wzdłuż pionowej osi. W pierwszym okrążeniu zacznij delikatnie i powoli obracać biodrami w lewo i prawo. Nie zginaj się na boki – sam obrót bioder wokół osi. Znajdź przyjemność w tym ruchu. Jeżeli jej nie znajdujesz, lub jeżeli napotykasz na opór czy ból – realizuj to ćwiczenie w wyobraźni, z zamkniętymi oczami. Odpocznij chwilę. W drugim okrążeniu obracając biodra w lewo, jednocześnie obracaj ramiona w prawo (głowa na razie pozostaje nieruchoma, skierowana do przodu; obracają się same ramiona). Nie zginaj się, dalej jesteś wyprostowany wokół pionowej osi. Biodra w lewo, ramiona w prawo; głowa w prawo, ramiona w lewo. Spróbuj znaleźć przyjemność, bawiąc się tym ruchem. I znów: jeżeli napotykasz na opór – lepiej kontynuuj w wyobraźni. Trzeci krok jest trudniejszy: biodra w lewo, ramiona w prawo, a jednocześnie głowa w lewo. I zmiana: biodra w prawo, ramiona w lewo, głowa w prawo. Pamiętaj: to nie jest zadanie do wykonania za wszelką cenę: chodzi o znalezienie koordynacji i przyjemności. Ostatni krok jest najtrudniejszy. Zwykle bowiem, nawet ruszając głową, utrzymujemy nasze oczy nieruchome. Tym razem, wraz ze skrętem bioder w jedną stronę, ramion w przeciwną, głowy w kierunku bioder – oczy mają się maksymalnie kierować odwrotnie niż głowa (a więc w kierunku ramion). Kontynuuj nie dla osiągnięcia celu, ale dla znalezienia frajdy: biodra w lewo, ramiona w prawo, głowa w lewo, a oczy – maksymalnie w prawo. I odwrotnie. Baw się tą nową harmonią.
Mózg otrzymuje nowy sygnał: nieznany uprzednio zestaw ruchów – i coś musi z tym zrobić: otwiera nowe ścieżki połączeń neuronalnych, by ten zestaw przyjąć jako swój. Feldenkrais odkrył, że ruchy „na zadanie” i „na siłę”, często w bólu, nie mają mocy pobudzania plastyczności mózgu – po prostu ślepo ćwiczą mięśnie. Harmonia, łagodność, frajda z zaskakującego zestawu ruchów – taką moc mają. Feldenkrais opracował kilkaset takich zestawów, bardzo polecanych do codziennego ćwiczenia.
Wracając do wspomnianej na początku „magii” zademonstrowanej na wykładzie: otóż w wypadku oporu czy bólu nie należy walczyć z oporem, a zamiast tego – zamknąć oczy i wyobrazić sobie ruch. Takie ćwiczenie w wyobraźni ma niemal taką sama moc pobudzającą nowe połączenia neuronalne – jak w rzeczywistości. Odpowiednio dobrane – otwierają nowe możliwości. W tym wypadku – pozwalają na dalszy skręt tułowia.
Prowadziłem kiedyś zajęcia z grupą wspinaczy wysokogórskich. Nie muszę dodawać, że byli silni i sprawni, ale… w bólach. Większość ruchów wykonywali bowiem wysiłkowo, wbrew sygnałom z własnego ciała. Okazało się, że mogą mieć te same, lub nawet lepsze osiągnięcia – przy większej harmonii ruchu. Podobne do opisanych ćwiczenia w niemal magiczny sposób usunęły ból i zwiększyły harmonię ich ruchów.
Takich ćwiczeń jest więcej, na przykład znana jest Technika Alexandra czy – arcyciekawe – ćwiczenia na dysleksję Dennisona, które łączą pracę obu półkul mózgowych, budując nowe połączenia pomiędzy komórkami nerwowymi oraz integruje mózg z ciałem; przykładowa technika Dennisona, warta polecenia dla zwiększania kreatywności, to tzw. „leniwe ósemki”, a więc kreślenie znaków nieskończoności w różnych układach, szczególnie obiema rękami. Dla nas i dla przebijania kopuły najważniejsze jest stałe wykonywanie takich ćwiczeń pobudzających mózg do gotowości do przyswajania „nowego” (jak u dziecka), a więc – do tworzenia nowych sieci połączeń między neuronami, czyli do większej plastyczności i – co za tym idzie – kreatywności.
Nie neguję oczywiście wysiłku fizycznego, wiadomo, że dobrze jest uprawiać sport. Chociaż niekoniecznie „na wynik”. Zwykle bowiem, jeżeli już myślimy o ruszaniu się, to w kategoriach osiągnięć: ile przebiegłem, które miejsce zająłem, jaki rekord pobiłem, z kim wygrałem, itp. Nie ma oczywiście nic złego w ambicjach, szczególnie sportowych. Ale od kreatywności takie rozumienie ruchu raczej oddala niż przybliża. Z jednym zastrzeżeniem: pewien typ długofalowego, rytmicznego wysiłku – na przykład długiego, spokojnego biegu (dla przyjemności, a nie na rekord) – powoduje po dłuższym czasie wyzwalanie dopaminy i endorfiny – a więc neurohormonów radości i euforii. Jak pisałem w felietonie „Nadpowaga” – endorfina i dopamina są też neurotransmiterami, wspomagającymi nowe połączenia neuronalne i – dzięki temu – zwiększającymi kreatywność. Radość zwiększa kreatywność, kreatywność sprzyja radości. Ważne jest wszakże, żeby tego typu bieg był luźny, spokojny, przyjemny – w przeciwieństwie do morderczego wysiłku „na rekord”, gdyż ten ostatni raczej tłumi niż sprzyja kreatywności.
Baw się ruchem, nawet tym w wyobraźni!