"Nadstruktury" to czternasty felieton z serii pt.: "Przebić tę kopułę", autorstwa dr hab. nauk społecznych i Wykładowcy APP, Ryszarda Praszkiera:
"Dokonaliśmy rzeczy wspaniałych, możemy być z siebie dumni. A jednak czegoś brakuje. Umiemy wspaniale naśladować wzorce funkcjonowania organizacji, konferencji, prezentacji. Świetnie odtwarzamy to, co wyobrażamy sobie, że jest „zachodnie” i, dzięki temu, osiągamy to, co jest do osiągnięcia. Ciągle wszakże jeszcze nie idzie nam osiąganie nieosiągalnego. Nie jesteśmy liderami w kreowaniu nowych rozwiązań czy nowych pomysłów dla świata. Opanowaliśmy do perfekcji wnętrze „niewidzialnej kopuły”, ale nie umiemy jej przebić Co tworzy tę kopułę? I jak się przez nią przebić?..."
Wyobraźcie sobie marzec 1990 roku w Kalifornii. Mała grupka osób buduje infrastrukturę wymarzonej przetwórni pomidorów. Rośnie napięcie: termin ukończenia jest w lipcu, a wszystko jest jeszcze w lesie. Już przypływają statki z maszynami, ale nie ma jeszcze gdzie ich składować… a w lipcu zaczną się pojawiać dostawy pomidorów – i co z nimi zrobimy? Nie pomaga doskonała struktura zarządzania i wyspecjalizowani menedżerowie – sytuacja po prostu staje się rozpaczliwa. Właściciel firmy (nazywającej się pięknie Morning Star, Gwiazda Poranna) – Chris Rufer (na co dzień operator jednej z ciężarówek i student MBA) – zwołuje w tej sytuacji zebranie; pracownicy siadają na placu budowy, gdzie popadnie: na maszynach czy rolkach z kablami. Chris mówi, że sytuacja jest absolutnie krytyczna, więc proponuje radykalną zmianę: zwalniamy wszystkich menedżerów i kończymy z pionową (z góry w dół) strukturą zarządzania. Zamiast tego – każdy pracownik będzie odpowiedzialny przed grupą kolegów: właśnie kolegom powie jakie ma cele i przed nimi – po roku – będzie sprawozdawał jak te cele udało się zrealizować. Poza tym – wprowadza się dwie i tylko dwie reguły:
• Ludzie nie powinni używać przemocy czy krzywdzić się nawzajem, oraz
• ludzie powinni honorować zobowiązania jakie robią przed współpracownikami.
Po chwili zdumienia pracownicy zdali sobie sprawę, że są współodpowiedzialni – beż żadnych menedżerów kierujących czy kontrolujących ich pracę „od góry”. Poczucie współodpowiedzialności zadziałało magicznie: z chotą i niezwykłym poświęceniem pracowali dzień i noc, siedem dni w tygodniu tak, że pod koniec lipca wszystko było już gotowe na przyjęcie pierwszych pomidorów.
Od pamiętnego lata 1990 roku do chwili obecnej firma utrzymała system samo-zarządzania bez żadnych menedżerów, ze wzajemną odpowiedzialnością kolegów przed sobą. Nie ma szefów – „szefem” jest misja przedsiębiorstwa. Nie ma tytułów ani awansów. Każdy może dokonać zakupu tego, co sam uzna za stosowne; każdy jest odpowiedzialny za zgromadzenie środków potrzebnych do własnej pracy. W razie potrzeby, pracownik planuje swoje podróże i koszty podróży. Pracownicy negocjują swoje zadania z kolegami, rozliczają się przed nimi i to oni decydują o zapłacie.
No dobrze, ale jak, przy tych wariackich zasadach i – na pierwszy rzut oka wygląda, że chaosie – firma radzi sobie finansowo? Otóż Morning Star jest obecnie największą na świecie firmą przetwarzającą pomidory, pokrywa 40% rynku amerykańskiego, zatrudnia około 400 pracowników i przynosi 700 milionów dolarów rocznego dochodu. Mało tego, pracownicy nie mówią o pracy, ale o „grze w pomidora”, która tak wciąga, że podobno niejeden w czasie weekendu marzy o poniedziałku, żeby móc podjąć na nowo grę w pomidora.
Skąd ten sukces? Musi być jakaś magia w tym, że skomplikowane zasady regulacji firm zastąpiono tylko dwiema prostymi regułami. I w tym, że jedna z tych reguł mówi o odpowiedzialności we wzajemnych (poziomych) interakcjach. To nie żadna magia, ale sedno tzw. „teorii złożoności”. Uwaga, nie mylić „złożoności” z wielością, mnogością, skomplikowaniem: istota tej teorii polega na wielu spontanicznych interakcjach między ludźmi, w wyniku których wyłania się jakiś wyższy porządek. W toku tych interakcji pojawiają się nowe pomysły, inspiracje, innowacje. W felietonie „Nadsumienność” pisałem o „syndromie ekspresu kawowego”, w którym – poprzez swobodne przesiadywanie przy kawiarce w czasie godzin pracy – spotyka się z innymi pracownikami, co prowadzi do swobodnej wymiany idei. Wręcz powstają architektoniczne plany przestrzeni pracy, zachęcające do swobodnych spotkań, rozmów, wzajemnych inspiracji. To właśnie jest teoria złożoności w działaniu: dzięki poziomym interakcjom (bez żadnych menedżerów, kierowników czy dyrektorów) powstaje forum wzajemnych inspiracji, ale także – większe zaangażowanie, poczucie współodpowiedzialności i współdecydowania. Pojawiają się niespodziewane „bąble” nowych idei. Zespoły stają się kreatywne, zdolne przebijać pojawiające się kopuły.
A tak przy okazji: Morning Star nie jest oczywiście wyjątkiem – ostatnio popularne stało się pojęcie „firm turkusowych”, a więc takich, które pozbywają się menedżerów i – zamiast zarządzania odgórnego – wprowadzają samozarządzanie pracowników. Okazuje się, że wyniki finansowe tych firm są z reguły nadspodziewanie korzystne.
A w firmach zarządzanych klasycznie? Okazuje się, że najlepsze nawet struktury zarządzania niewiele znaczą w porównaniu z nieformalną wymianą opinii (przy obiedzie, piwie, papierosie przed budynkiem, itp.). Dla przykładu, w firmie szczycącej się formalną strukturą zbadano poziom zaufania między pracownikami. Gdy porównamy pozycję formalną i w rozkładzie zaufania szefa (CEO) pana Leers’a, wiceszefa Calder’a, a także niżej w strukturze usytuowanego pana Bensona i pani Fioli, najgęściej połączony jest Benson, też Fiola. Bardzo słabo – Leers i Calder. Okazuje się, że główny przepływ zaufania, a co za tym idzie – wymiany informacji, pomysłów, troski, niepokoju – koncentruje się w tej firmie wokół osób niżej umiejscowionych w formalnej strukturze. Dlatego proponuję, żeby nie rysować grafów, a natomiast analizować sieci. W tej samej firmie zapytano o to, kogo pracownicy wybraliby na swojego doradcę – konsultanta (innymi słowy: kogo uważasz za eksperta). Tradycyjne firmy, z pionową strukturą zarządzania, nie unikną horyzontalnej wymiany myśli i idei; nie unikną znaczenia szczególnej roli nieformalnych liderów zaufania czy prestiżu zawodowego, ale mogą je jedynie tłumić. A tym samym – tłumić olbrzymi potencjał kreatywności tkwiący w interakcjach między ludźmi.
Ale, na Boga, dlaczego miałyby to robić?